Do groźnego zdarzenia doszło w gonitwie numer pięć, gdy Daniel Kaczmarek upadł na tor po kontakcie z Mikkelem B. Andersenem. - Tor w Pardubicach jest szeroki, a Duńczyk pojechał tak daleko prosto, że nawet on ledwo się złożył. Nie zostawił mi miejsca i myślę, że w Polsce otrzymałby za to żółtą kartkę. Później śmiał mi się jeszcze prosto w twarz. Sędzia powtórzył jednak bieg w pełnej obsadzie i mi udało się go wygrać. Potem trochę mnie bolało i po rozmowie z trenerem Dobruckim, mechanikiem i tatą uznaliśmy, że lepiej się wycofać. Tym bardziej, że w sobotę mamy mecz w lidze - wyjaśnił Kaczmarek.
Zawodnik Fogo Unii przeszedł już w Lesznie badania lekarskie. Na szczęście jest jedynie poobijany. - Prześwietlenie nie wykazało żadnego złamania czy zerwania więzadeł. Mam dużego siniaka i będziemy walczyć, by do weekendu był już mniejszy. Ważne, że nie uderzyłem się w kość. Ucierpiał tylko mięsień barku, ale jest w porządku - zaznaczył.
W związku z kontuzją innego leszczynianina - Dominika Kubery, Kaczmarek wystąpi w sobotnim meczu ekstraligowym. Będzie to jego debiut w najwyższej klasie rozgrywek. - Chcę się jak najlepiej przygotować. Motocykle są szybkie i na trasie z biegu na bieg moja jazda wygląda coraz lepiej. Tarnów to jedyny tor, na którym jeszcze nie jeździłem, ale jestem dobrej myśli. To będzie mój debiut w Ekstralidze, ale póki co o tym nie myślę. Nie chcę się przesadnie na to napalać - podsumował Kaczmarek.
Może coś mówił, a Kaczmarek je Czytaj całość