Jacek Frątczak przypomina historię Patryka Dudka. "Było o krok od tragedii"

Były kierownik Falubazu Zielona Góra - Jacek Frątczak w kontekście startu Petera Kildemanda przypomniał historię Patryka Dudka, którego niewiele dzieliło od najgorszego.

Damian Gapiński
Damian Gapiński
WP SportoweFakty

Przed meczem Fogo Unia Leszno - Get Well Toruń jedną z głównych niewiadomych było to, czy Peter Kildemand powinien wystartować po obrażeniach, jakie odniósł w tygodniu poprzedzającym mecz. Duńczyk wystartował, ale na torze, poza pierwszym biegiem, nie był sobą i zaliczył upadek, w którym ucierpiał także zawodnik gości - Igor Kopeć-Sobczyński. Jeszcze w trakcie meczu pojawiły się informacje o tym, że Kildemand na moment stracił przytomność.

Wydarzenia z meczu Fogo Unia - Get Well Toruń spowodowały, że swoją historią na temat oceny stanu zdrowia zawodników podzielił się były kierownik Ekantor.pl Falubazu Zielona Góra. - Kiedy zobaczyłem co się dzieje w Lesznie, od razu przyszła mi do głowy historia, którą przerabiałem na własnych dłoniach, a na ciele Patryka Dudka. We wrześniu 2012 roku jechaliśmy półfinał Drużynowych Mistrzostw Polski w Gorzowie. Nikomu chyba nie muszę przypominać, jak wielka towarzyszyła temu spotkaniu presja. W swoim drugim starcie na tor upadł właśnie Patryk Dudek. Nadział się na kierownicę. Zatkało mu oddech, ale wydawało się, że poza tym jest wszystko w porządku. Wraz z doktorem i Patrykiem weszliśmy do karetki. Nie były potrzebne nosze. Patryk powiedział, że czuje się dobrze i chce jechać. Wypisywaliśmy już orzeczenie o zdolności do dalszej jazdy. Zjeżdżaliśmy jednak do parkingu a tam jest takie małe podniesienie. Karetka podskoczyła, a Patryk poczuł ból pod żebrami. Po oględzinach lekarz stwierdził, że żebra mogą być złamane i konieczne jest prześwietlenie. Patryk nalegał, że chce wystartować, ale lekarz nie dał za wygraną i postawił na swoim wysyłając zawodnika na prześwietlenie. Jak pojechali na prześwietlenie żebra, okazało się, że na wątrobie jest plamka. Wątroba była stłuczona. Z małej plamki zrobił się kilkunastocentymetrowy torbiel. Przez kolejne trzy dni trwała walka o życie Patryka. Powiedzmy wprost - Patrykowi groziła śmierć. Do dzisiaj dziękuję Bogu za złamane żebro Patryka, bo bez tego nikt nie dowiedziałby się o obrażeniach wewnętrznych - powiedział Jacek Frątczak.

Podkreśla on, że nie krytykuje decyzji o dopuszczeniu Kildemanda do startów. Zwraca jedynie uwagę, na niebezpieczeństwo, jakie pojawia się w tym przypadku. - Żeby było jasne - decyzja lekarska jest ostateczna i niepodważalna. Nie zamierzam kwestionować decyzji żadnego z lekarzy, bo mają oni odpowiednią wiedzę i doświadczenie. Przypominam jedynie historię Patryka ku przestrodze. Żadnemu zawodnikowi nie można wierzyć, bo nie wie, czy nie odniósł obrażeń wewnętrznych. Adrenalina podpowiadała mu żeby jechać. Można powiedzieć, że złamane żebro uratowało życie, bo było o krok od tragedii - zakończył Jacek Frątczak.


ZOBACZ WIDEO - Tomasz Gollob przeżył katastrofę lotniczą. "Miałem myśl, żeby wyskoczyć z samolotu" [2/3]


KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×