Wobec drużyny Eko-Dir Włókniarza Częstochowa przed sezonem były duże oczekiwania. Dwie pierwsze wysokie porażki, w Pile i Gdańsku, nieco ostudziły zapędy częstochowskich sympatyków i zweryfikowały opinie większości ekspertów. W ekipie Lwów pewnym punktem staje się Daniel Jeleniewski, który ma za sobą drugi udany występ. W niedzielę częstochowianie rozgromili u siebie Wilki z Krosna, a "Jeleń" zgromadził 9 "oczek".
WP SportoweFakty: W piątek w Gdańsku w pana wykonaniu 13 punktów, w niedzielę przeciwko KSM-owi Krosno 9, nie licząc taśmy to był dobry występ. Przełom?
Daniel Jeleniewski: Niestety, w niedzielne zawody wkradło się troszeczkę nerwowości. A czy przełom? Nie oceniałbym tak tego. Teraz mamy takie czasy, że wszyscy wszystko widzą, piszą i są najmądrzejsi. Tymczasem ja po prostu pracowałem, bo moje motocykle nie do końca chodziły tak, jakbym tego chciał. Na ten najważniejszy moment sezonu sądzę, że jestem na dobrej drodze.
Czyli przełom, ale dotyczący sprzętu?
- Nie, nie można tego nazywać przełomem. To wszystko było kontrolowane. To, co mam sobie do zarzucenia, to swój występ w Pile, wiadomo, że oczekiwania moje i klubu były większe. Szkoda mi Złotego Kasku, a poza tym wszystko to były testy. Byłem trochę zaskoczony, bo wszyscy zaczęli mnie tutaj skreślać. Już było "nie", "nie da się", "nie będzie". Tymczasem powtarzałem cały czas, że pracuję.
ZOBACZ WIDEO - Magnus Zetterstroem - wiek w żużlu nie jest granicą
{"id":"","title":""}
Może to dlatego, że przed sezonem stworzono otoczkę wokół tej drużyny, że z marszu będzie wszystko wygrywać?
- Trudno mi to ocenić. Nie chcę tego komentować. Trochę jestem zaskoczony tym, że każdy mówi o moim przełamaniu się, odrodzeniu, odbudowaniu. Nie do końca tak jest, bo ja naprawdę przez ten czas ciężko pracowałem, tak samo moi mechanicy, cały mój team. Przerzuciliśmy pięć silników, w tym momencie mamy już dwa konkretne.
Czyli u pana panował spokój i spodziewał się pan, że te wyniki w końcu przyjdą?
- Może nie do końca byłem spokojny, ale na pewno gdzieś to trochę było kontrolowane.
Za tydzień jedziecie do Bydgoszczy. Rywal trudny, tor wymagający, ale choćby Stal Rzeszów pokazała, że można tam wygrać.
- Cóż, jedziemy walczyć. Przeciwnik, jak przeciwnik. Trzeba jechać swoje i tyle. Myślę, że te niedzielne zawody nam pomogą, bowiem powtarzałem cały czas, że niektórym z nas i całemu zespołowi potrzeba dobrego meczu, udanych zawodów. Żebyśmy pojechali i pokazali się z dobrej strony. Wówczas jakby wszystko zacznie się od początku, zaczniemy się ścigać i wygrywać mecze.
Zatem zeszło z waszych głów to ciśnienie?
- Tak jak powiedziałem, nasze myśli są inne, lepsze.
Jest pan już jakiś czas we Włókniarzu. Jak się panu układa dotychczasowa współpraca z częstochowskim klubem?
- Myślę, że jest "okej", docieramy się. Wiadomo, że w każdym klubie początek jest gdzieś tam różny, ale jestem zadowolony. Zaczynamy coraz bardziej się rozumieć.
Czyli z optymizmem spogląda pan w przyszłość.
- Oczywiście. Nie skreślam siebie, czy czegokolwiek.
Rozmawiał Mateusz Makuch