- Paznokci nie obgryzałem, ale trzeba przyznać, że mecz dostarczył sporo nerwów. Ważną rolę odegrała pogoda, która nie sprzyjała fajnemu oglądaniu. Komfort widowiska na stadionie jest zdecydowanie wyższy, jeśli temperatura jest wyższa i nie ma opadów. Aura zmieniała w trakcie meczu nasz tor. W rezultacie nie było walki na całej długości i szerokości. W którymś momencie rywalizacji ograniczała się do jazdy gęsiego. Mimo wszystko zawody mogły się podobać, bo wynik był na styku i trzymał wszystkich w napięciu - podsumował niedzielne spotkanie w Zielonej Górze Robert Dowhan.
Spotkanie bardzo długo nie układało się po myśli zielonogórzan. Gospodarze nie mogli dopasować się do własnego toru, bo przeszkadzały im w tym opady śniegu. - Do połowy nie układało się to korzystnie dla nas. Wszyscy byli chyba zdziwieni. Tak było ze mną i sądzę, że z wieloma kibicami. Każdy myślał, że będzie to łatwe wejście w sezon, przeciwnik miał nie wywieźć więcej niż 30, 35 punktów. Okazało się, że było zupełnie inaczej. To pokazuje tylko, że liga jest bardzo wyrównana. Możliwe są niespodzianki. Jedną z nich był wczoraj Max Fricke. Jechał bardzo dobrze i zrobił zaskakujący wynik. Czas pokaże, czy będzie w stanie to powtórzyć w kolejnych spotkaniach. Bałem się o wynik do końca. Szczególnie po siódmym biegu, kiedy przegrywaliśmy jednym punktem i przyszła śnieżyca. Mógł pojechać ósmy bieg, który byłby totalnie nieprzewidywalny, a później arbiter zakończyłby spotkanie. Wtedy byśmy przegrali i spełniłby się czarny scenariusz. Na szczęście było inaczej. Druga połowa okazała się znacznie lepsza. Przyszło przełamanie, które mogło mieć miejsce wcześniej, gdyby nie te opady. Rybnik pokazał, że nie można go lekceważyć. A przed nami jeszcze dużo pracy - stwierdził Dowhan.
Przed niedzielnym meczem do Zielonej Góry dotarły złe wieści dotyczące sytuacji Kenniego Larsena. Do tej pory Ekantor.pl Falubaz nie był w idealnej sytuacji kadrowej z powodu przeciągającego się powrotu na tor Jarosława Hampela, ale mimo wszystko miał pole manewru. Teraz sytuacja stała się trudniejsza. W związku z tym nie można wykluczyć ruchów kadrowych. - Pola manewru nie mamy prawie żadnego. Trzeba jednak pamiętać, że na rynku jest dostępnych kilku zawodników z kontraktami warszawskimi. Być może trener podejmie jakąś decyzję. Wszystko trzeba brać pod uwagę. Jeśli komuś coś się stanie, to nie będziemy mieć żadnego ruchu. Proszę zauważyć, że Zgardziński jeszcze nie wyjechał, a już chodzi z nogą w gipsie. Każdy wie, co wydarzyło się nieoczekiwanie z Larsenem. Tego nieszczęśliwego scenariusza poza torem nie mogliśmy przewidzieć. Życie pisze swoje historie, a losy sportowców są jak widać bardzo różne. Niczego w związku z tym nie wykluczamy. Na ten moment skupiamy się na składzie, który mamy. Jarek powinien niebawem wrócić i wyjechać na tor. Mam nadzieję, że wydarzy się to w jednym z najbliższych czterech meczów naszego zespołu - dodał na zakończenie Dowhan.
ZOBACZ WIDEO Magnus Zetterstroem - wiek w żużlu nie jest granicą
{"id":"","title":""}