ROW synonimem górniczej wytrwałości. Falubaz zobaczył żółtą kartkę
W końcu PGE Ekstraliga porządnie się rozpędziła. Mamy za sobą trzy mecze, które odbyły się w różnej scenerii i okolicznościach, ale każdy z nich dostarczył bardzo wielu emocji. To była bardzo udana kolejka z mocnym żużlem. Oby tak dalej. Mecze miały ciekawe scenariusze. Ucztą było spotkanie w Grudziądzu. Tam można było naprawdę smakować czarnego sportu. To nie była tylko jazda na żużlu. To było ściganie. Zawodnicy walczyli do ostatnich metrów, kibice zobaczyli akcję z najwyższej półki i popis jazdy parą. A to wszystko na twardym torze. Można? Można!
Największym zaskoczeniem minionej kolejki był ROW Rybnik. Wokół tej drużyny przed startem sezonu były "dziwne klimaty". Wszyscy zastanawiali się, czy dadzą radę, niektórzy mówili, że będą odstawać, bo było mało sparingów, a próba generalna z Gorzowem została oblana. Mieli być tłem, a okazało się, że mają predyspozycje, by być rozgrywającym mecze. Spotkanie w Zielonej Górze długo toczyło się pod ich dyktando. Pokazali mocną walkę. Byli synonimem górniczego trudu. Nic ich nie załamało. Mógł padać śnieg, deszcz, nie działać maszyna startowa, a oni jechali do końca. Polegli, ale po jakiej walce. Inna sprawa, że w pewnym sensie nie wykorzystali szansy. Takiego rywala jak Falubaz przy takich problemach się po prostu dobija. To druga strona medalu. Zabrakło im wyrachowania i koncentracji. Nie wiem, jak to możliwe, że kreowany na lidera Grigorij Łaguta zamyka gaz po trzech okrążeniach, bo źle coś policzył? To nie ma prawa zdarzyć się takim poziomie. Wierzę jednak, że to ekstraligowe doświadczenie przyjdzie u nich z czasem.
Falubaz się ostatecznie wybronił. To miała być drużyna o szerokiej kadrze, ale ostatnie problemy sprawiły, że pola manewru w zasadzie nie ma. Robert Dowhan oznajmił, że nie wyklucza wzmocnień. Ja w to do końca nie wierzę. Traktuję to bardziej jako element gry, która ma być dodatkowym dopingiem dla pozostałych żużlowców. Za chwilę będzie maj i trenować zacznie Jarosław Hampel. Znowu będą mieli z czego wybierać. Senator to jednak doświadczony działacz. Zauważył, że inauguracja nie wypadła idealnie. Ma świadomość, że oczekiwania są większe i chce zmotywować drużynę. Tak odbieram to ja, ale może rzeczywiście chodzi mu coś po głowie. Zielonogórzanie zobaczyli już przed oczami żółtą kartkę. A pamiętajmy, że Falubaz był w ostatnich latach mocno doświadczany przez los, więc nie będę jakoś szczególnie zdziwiony, jeśli już teraz będą woleli dmuchać na zimne. Być może starają się przewidywać to, co nieprzewidywalne.
W ostatniej kolejce najbardziej zawiódł mnie Get Well Toruń. Spodziewałem się po nich bardzo mocnej walki w Lesznie. Początkowo tak było, ale później kompletnie zeszło z nich powietrze. Okazało się, że Adrian Miedziński rzeczywiście ma jakiś syndrom leszczyńskiego toru. Nie mam jednak wątpliwości, że jest świetnie przygotowany do sezonu. Niespodziewanie zgasł Martin Vaculik. Po trzech biegach odeszły mu wody i nie urodził już wielu punktów. Właściwego rytmu nie może jeszcze złapać Paweł Przedpełski, któremu dokuczają urazy. Torunianie mają o czym myśleć. Prawdę o tym zespole dopiero poznamy. Na razie na jednoznaczne wnioski jest zbyt wcześnie.
Inna sprawa, że tam nie ma powodów do paniki. Moim zdaniem działacze nadal powinni stawiać na Miedzińskiego i Gomólskiego. Powinni dostać więcej szans. Nerwowe ruchy z Grzegorzem Walaskiem nie są potrzebne. Nie mam jednak wątpliwości, że jakieś rozmowy będą się odbywać. Przygotowywanie frontu na pewno ma miejsce, bo alternatywę mieć trzeba. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy.
Marian Maślanka
Zobacz więcej felietonów Mariana Maślanki ->
ZOBACZ VIDEO: Andrzej Witkowski pewny, że tym razem wpadki na Narodowym nie będzie