W sumie we wcześniejszych trzech spotkaniach Duńczyk uzbierał siedem punktów. W minioną niedzielę zawodnik Unii Tarnów zdobył dla gospodarzy dziesięć punktów z bonusem i wspólnie z Januszem Kołodziejem okazali się najlepsi w szeregach zespołu prowadzonego przez Pawła Barana. To jednak nie wystarczyło do pokonania zespołu z Wrocławia (41:49). - W poprzednich ligowych potyczkach problemem nie był sprzęt. Wiedzieliśmy doskonale, że motocykle są szybkie. Głównym kłopotem byłem ja sam. Siadłem mentalnie. Nie byłem odpowiednio skoncentrowany. Zbyt wiele rzeczy dookoła brałem do siebie. Kiedy decydujesz się na występy w Ekstralidze musisz być "czysty". Kiedy jesteś skupiony tylko na rywalizacji torowej, możesz podejmować właściwie decyzje. W meczu z Wrocławiem dostałem pozytywnego kopniaka - zdradził.
- Uważam, że potrzebowałem takiego jednego meczu na przełamanie. Kilka dni wcześniej zaliczyłem wartościowy wynik w Danii. To był sygnał, że idziemy w trafnym kierunku. Jeszcze niedawno dużo działo się wokół mnie, w moim życiu. Mój team i tata trochę otworzyli mi oczy na pewne sprawy. Teraz jazda znów mnie bawi - dodał.
To był drugi występ przed własną publicznością 22-latka w ramach PGE Ekstraligi. Różnica między nimi była kolosalna. - Poprzedniego spotkania w Tarnowie w ogóle bym nie chciał tutaj porównywać. Już w pierwszym wyścigu uderzyłem w bandę po kolizji z Musielakiem. To kompletnie "zniszczyło" mi zawody. Ten motocykl, którego używałem z Betardem Spartą został wtedy zdemolowany. Nie dało się go odzyskać w tamtej chwili. Myślę, że po tamtym meczu mogę być usprawiedliwiony. Najważniejsze, że teraz pokazałem co potrafię - stwierdził.
W ostatni weekend 22-latek trafił z ustawieniami motocykla idealnie. - Teraz odpowiadało mi wszystko. Dobrze wychodziłem spod taśmy, na trasie również czułem się szybki. Stąd kilka mijanek w moim wykonaniu. Mechanicy wykonali w boksie fantastyczną robotę, dlatego wielkie podziękowania dla Chrisa i Matta - zaznaczył.
Przed batalią z wrocławianami trener Baran postanowił rozdzielić parę Madsen-Michelsen, która otwierała mecze ze strony Jaskółek.
Najmłodszego straniero dokooptował do innego rodaka - Kennetha Bjerre. - Jeździliśmy z Leonem w Danii w jednej ekipie dwa lata więc można powiedzieć, że się trochę znamy. Leon jest raczej indywidualistą, ma dobre starty i szybko ucieka do przodu. Stąd łatwiej zrozumieć mi się z Kennethem, z którym na torze świetnie mi się współpracuje. Oprócz tego dobrze układają mi się programowo biegi. W trzecim wyścigu nawierzchnia już się trochę odsypuje, potem przechodzę do wewnątrz zaraz po równaniu. Ten schemat się powtarza. Dlatego uważam, że numer dwanaście jest dla mnie idealny - wyjaśnił.
Okazuje się, że o taki ruch poprosił sam Michelsen, a Paweł Baran się do niego przychylił. Na razie zdało to egzamin. - Zmiana numeru była konsultowana ze sztabem trenerskim. Wspominałem. Leon Jest szybki i ja też preferuję lepsze wyjścia spod taśmy. Musimy robić dobre rzeczy dla drużyny. Nikomu nie jest potrzebny bałagan na torze. Uważam, że Paweł podjął znakomitą decyzję - zakomunikował.
W trakcie zawodów doszło do scysji pomiędzy młodym jeźdźcem z kraju Hamleta, a Szymonem Woźniakiem. Duńczyk miał olbrzymie pretensje do przeciwnika za jego zachowanie z biegu trzynastego. - W tym wyścigu, w którym Leon miał wypadek, dwa razy przespałem moment zwolnienia taśmy. Musiałem gonić, a Szymon był wolny. Ciągle na mnie zerkał, gdzie się pojawiam. Jeździł od jednego krańca toru do drugiego. Tak się nie robi. Rozumiem, że to jest Ekstraliga i nie ma lekko, ale jeśli on tak postępuje ze mną, to chciałem pokazać, że ja sobie nie dam w kaszę dmuchać. Inna sprawa, że w takich chwilach adrenalina mocno buzuje. Nie żywię już urazy, pogratulowaliśmy sobie po meczu, przybiliśmy piątki i jest w porządku - opowiadał.