Reprezentant Danii jest w tym sezonie cieniem zawodnika z poprzedniego sezonu. Dotkliwie odczuwa to także jego klub w Polsce - Fogo Unia Leszno. W ostatnim meczu w Gorzowie Wielkopolskim Peter Kildemand zdobył trzy punty i bonus, ani razu nie przyjeżdżając na metę na lepszej niż trzeciej pozycji. Ostatnie wyniki dają jednak nadzieję na to, że w przypadku tego zawodnika doszło do przełomu. We wtorek dla Piraterny Motala Kildemand zdobył jedenaście oczek, a równie dobrze spisał się dzień później w Danii. Wówczas, reprezentując barwy Team Fjelsted, uzbierał dwanaście punktów i bonus.
Ekspert naszego portalu, Jacek Frątczak zaznacza jednak, że jest zbyt wcześnie na daleko idące oceny. - W przypadku Kildemanda powiało na pewno optymizmem. Już po samej punktacji widać, że spisuje się lepiej niż do tej pory. Pamiętajmy jednak, że prawdziwą wykładnią jest polska liga i Grand Prix. Dużo mądrzejsi będziemy więc już po najbliższym weekendzie, bo w sobotę Kildemand pojedzie w Horsens. Jeżeli faktycznie doszło do przełomu, podczas tej rundy Grand Prix na pewno to zobaczymy - zaznacza Frątczak.
Menedżer Fogo Unii, Adam Skórnicki przyznaje otwarcie, że problemem Kildemanda były dotychczas silniki. W takim przypadku przełom może nastąpić tak naprawdę w każdej chwili. - Sprzęt w żużlu tworzy i niszczy zawodnika. Mam wrażenie, że w przypadku Petera właśnie z taką sytuacją mamy do czynienia. Pamiętajmy przy tym o jednym: to zawodnik, który wielokrotnie udowadniał już swój potencjał i nie zapomniał, jak się wygrywa. W momencie, gdy rzeczywiście złapie rytm sprzętowy i znajdzie odpowiedni silnik, przełamanie nastąpi momentalnie. Niewykluczone, że jesteśmy właśnie świadkami takiej sytuacji. Tak jak wspomniałem, poczekajmy jednak na turniej Grand Prix i najbliższy mecz w Polsce. Wtedy będziemy dużo mądrzejsi - dodaje Frątczak.
Kildemand nie jest zresztą jedynym zawodnikiem Fogo Unii, który borykał się z problemami sprzętowymi. Na starcie sezonu doskwierały one choćby Piotrowi Pawlickiemu. - "Piter" zdołał się dość szybko z tym uporać. Zmienił dostawcę sprzętu i obecnie widać już u niego powtarzalność. Jest szybki, co przekłada się na wyniki w lidze. Trudno powiedzieć, co nie zagrało u Kildemanda, który współpracuje z Flemmingiem Graversenem. Możliwe, że to on popełnił jakiś błąd, ale mogło być też tak, że zawiódł inny element, jak choćby zaopatrzenie podzespołów, które w jakiś sposób szwankowały. Odpowiedź należy już do samego Kildemanda - kwituje ekspert naszego portalu.
ZOBACZ WIDEO Grzegorz Zengota trafił w sedno? "Największym problemem żużla nie jest tytan i tłumiki"
Jest tyle pracy dla was