Maszyna z Torunia rozjedzie prawie każdego?

Niedzielny mecz w Rybniku potwierdził siłę, jaką dysponuje na ten moment Get Well Toruń. - Ta maszyna weszła już na właściwe obroty. Przegrana z tak mocnym rywalem nie jest dla beniaminka dużą ujmą - mówi Jacek Frątczak.

Michał Wachowski
Michał Wachowski
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka

Starcie w Rybniku określane było meczem prawdy dla przyjezdnych. Get Well Toruń sięgał ostatnio po wysokie zwycięstwa na własnym torze. Zastanawiano się jednak, jak spisze się na wyjeździe. Okazuje się, że o problemach z początku sezonu nie ma już śladu. Anioły nieprzypadkowo zdobyły w Rybniku aż pięćdziesiąt dwa punkty.

- Jesteśmy w tej fazie rozgrywek, gdy drużyny w coraz większym stopniu prezentują już potencjał, o jakim mówiliśmy przed sezonem. W przypadku torunian widzieliśmy wahania formy, ale można było przypuszczać, że tak doświadczony zespół, jeśli chodzi o zawodników i sztab szkoleniowy, prędzej czy później sobie z tym poradzi - mówi ekspert naszego portalu, Jacek Frątczak. - Ta maszyna weszła już na właściwe obroty i mecz w Rybniku był tego mocnym potwierdzeniem. Doszło tam do weryfikacji, która wyszła torunianom jak najbardziej na plus. Wcześniej, po wysoko przegranym meczu w Gorzowie i nieprzekonujących wygranych u siebie na starcie sezonu, obraz tej drużyny był nieco zaburzony. Teraz będzie jednak trudno ją zatrzymać - dodaje.

Trener ROW-u, Piotr Żyto przyznał po meczu , że gospodarze nie trafili z przygotowaniem własnego toru. Jacek Frątczak zauważa, że nie można myśleć o wygranej, gdy na wysokim poziomie punktuje tylko dwóch zawodników. - Z tego co słyszę, tor mógł nie do końca pasować gospodarzom, ale pamiętajmy, że był równy dla wszystkich i większego problemu w tym nie widzę. Inna sprawa, że zawiedli poszczególni zawodnicy. Nie istniała pierwsza para, którą tworzyli Rune Holta i Max Fricke. Słabe spotkanie zanotował tez Andreas Jonsson, który ma być jednym z liderów rybnickiego zespołu. Zdarza się tak, że jeden czy drugi zawodnik ma słabszy dzień, a drużyna i tak wygrywa, bo zawodnicy punktowo się uzupełniają. W tym meczu niemal cały zespół ROW-u pojechał jednak poniżej oczekiwań. Wyjątkiem był Grisza Łaguta, a pozytywnie zaskoczył też Kacper Woryna. Jeśli jednak jeden z liderów notuje pięć punktów, a pierwsza para zdobywa łącznie trzy "oczka", to sukcesu w meczu Ekstraligi się nie osiągnie - zaznacza.

ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Polacy nie powinni obawiać się reprezentacji Niemiec. Grosicki zastąpi Kapustkę?

Nie oznacza to jednak, że wysoka porażka z torunianami sprawia, że ROW Rybnik został sprowadzony do parteru i może myśleć już tylko o utrzymaniu. Mecz ten pokazał natomiast ogromny potencjał, jakim dysponują torunianie.

- Czy beniaminka sprowadzono na ziemię? Unikałbym mimo wszystko tak mocnych słów. Do Rybnika przyjechał bardzo silny zespół, który trafił dodatkowo na indolencję kilku zawodników gospodarzy. Mimo tej porażki nie sprowadzałbym ROW-u do roli ligowego outsidera. Za chwilę mamy następną kolejkę i rybniczanie mogą zaprezentować się z dużo lepszej strony. Beniaminek ma przed sobą sporo meczów na własnym torze i wiele może się jeszcze zmienić. Uważam, że po niedzielnym meczu powinniśmy skupić się nie tyle na słabościach rybniczan, co na sile torunian. Zauważmy, że trzon tego zespołu to na ten moment absolutny top cyklu Grand Prix. Zarówno w polskiej lidze, jak i w walce o mistrzostwo świata świetnie spisują się Greg Hancock i Chris Holder. Wysoką formę prezentują poza tym Paweł Przedpełski i Martin Vaculik, a swoje punkty dokładają polscy seniorzy. Przegrana z tak mocnym rywalem nie jest dla beniaminka dużą ujmą. Nie mam zresztą wątpliwości, że ROW będzie jeszcze u siebie groźny dla nie jednego w Ekstralidze - kwituje Frątczak.

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×