Trzech zawodników pojechało z urazami. Bohaterstwo czy brak rozsądku?

WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Paweł Przedpełski
WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Paweł Przedpełski

W niedzielnych meczach PGE Ekstraligi i Nice Polskiej Ligi Żużlowej trzech zawodników przystąpiło do meczów z mniej lub bardziej poważnymi urazami. Jedni ich chwalą, bo twierdzą, że wygrali z bólem. Inne zdanie ma Krzysztof Cegielski.

Do ostatnich chwil ważyły się losy startu w niedzielnych meczach PGE Ekstraligi Artioma Łaguty i Pawła Przedpełskiego. Ostatecznie Rosjanin pomógł MRGARDEN GKM-owi Grudziądz, a Polak wystartował w barwach Get Well Toruń. W meczu Nice Polskiej Ligi Żużlowej z kontuzją pojechał Michał Nowiński, który starał się pomóc drużynie z Krakowa. Zawodnik nie był gotowy do jazdy, co zresztą w rozmowie z naszym portalem przyznał Adam Weigel. Trener zespołu podziękował zresztą młodemu żużlowcowi za wygraną walkę z bólem. Podobną musieli toczyć wspomniani Łaguta i Przedpełski.

- Kiedy czytam pochwały dotyczące postawy tych zawodników, to jestem przerażony - mówi w rozmowie z portalem WP SportoweFakty Krzysztof Cegielski. - Tracę już wiarę w zdrowy rozsądek prezesów, trenerów i zawodników. Wszyscy mają usta pełne pięknych frazesów, kiedy dochodzi do tragedii. Później przychodzą takie sytuacje i mówi się jeszcze o wspaniałej postawie zawodników. Myślę, że w takich przypadkach lepiej byłoby chociaż milczeć na temat tego, co robią i w jakim stanie puszczają zawodników do rywalizacji. Walczymy o bezpieczeństwo, jesteśmy świeżo po tragedii, a pewne praktyki się nie zmieniają - dodaje "Cegła".

Krakowianie już po meczu przyznali, że ich junior nie nadawał się do jazdy. Inne zdanie na temat stanu zdrowia swoich żużlowców mają działacze z Grudziądza i Torunia. - Artiom zaliczył w czwartek upadek w lidze rosyjskiej. Uczestniczył w kolizji z Gafurowem i wydawało się, że była ona niegroźna. Nasz zawodnik upadł na lewy bark. W czwartek rozmawialiśmy z nim, jak się czuje. Zapewnił nas, że jest w porządku, ale uda się jeszcze do swojego fizjoterapeuty. W sobotę okazało się jednak, że bark boli bardziej. Mówiliśmy jednak od początku o jego zbiciu i lekkim naciągnięcniu jednego z mięśni. On był zdolny do jazdy. Odczuwał lekki ból, ale nie było dyskomfortu przy prowadzeniu motocykla czy jakichkolwiek zawrotów głowy. Mógł bez problemu panować nad maszyną. W niedzielę rano udał się do fizjoterapeuty, a ten zaopatrzył go we wszystkie akcesoria, które mogłyby się przydać, gdyby ból się nieco nasilił. Sami również skontaktowaliśmy go z naszym specjalistą. Zajmował się Artiomem od 13:30. Nie dostawał jednak żadnych środków przeciwbólowych. Ten bark był nacierany specjalnym lodem i oklejony tejpami. W takich gra nawet Agnieszka Radwańska, więc o czym tu mówić. Zawodnik był zdolny do jazdy i mógł w pełni panować nad motocyklem. Nie stwarzał żadnego zagrożenia innym - wyjaśnia prezes GKM-u Arkadiusz Tuszkowski.

ZOBACZ WIDEO Euro 2016. Przegląd niemieckiej prasy. "Loew ma patent na fazę grupową" (źródło: TVP)

{"id":"","title":""}

Jacek Gajewski z Get Well Toruń już w niedzielę podkreślał, że Paweł Przedpełski czuł się wystarczająco dobrze, żeby wsiąść na motocykl, choć pierwsze doniesienia na temat jego stanu zdrowia nie były aż takie optymistyczne. Cegielski oglądał uważnie spotkanie w Zielonej Górze i ma na ten temat inne zdanie. - Według mnie Paweł nie wyglądał dobrze. Sam przecież mówił, że nie czuł się najlepiej na torze. Wierzę jednak, że odpowiednie badania zostały przeprowadzone i nikt nie stwierdził żadnych komplikacji. Nic innego poza wiarą mi nie pozostaje - przekonuje "Cegła".

Po niedzielnych wydarzeniach kolejny raz pojawia się pytanie dotyczące granicy, której zawodnicy nie powinni przekraczać po upadkach. Jej określenie będzie jednak bardzo trudne. - Granicy bezpieczeństwa nie może wyznaczać nikt poza lekarzami. A o nasz zdrowy rozsądek nie trzeba się martwić. Przypomnę sytuację, która miała miejsce kilka tygodni temu. Chodzi o upadek Krzysztofa Buczkowskiego. Zawodnik powiedział nam wtedy, że przeprasza, ale w następnym meczu nie pojedzie. Przyjęliśmy to do wiadomości. Wtedy to on sam określił granice. Nikt nie próbował nawet z nim dyskutować - przypomina Arkadiusz Tuszkowski z GKM-u Grudziądz.

- Granice wyznaczają lekarz i zawodnik, a nie ja. W Anglii zostały przeprowadzone wszystkie badania. Na tym jednak nie poprzestaliśmy. Nastąpiła konsultacja z lekarzem, który jeździ z nami zawsze na zawody. Paweł został przebadany, przeprowadziliśmy także testy neurologiczne. Nie było żadnych przeciwwskazań. Są zresztą sytuacje, które pokazują nasz zdrowy rozsądek. W ubiegłym roku przed meczem w Rzeszowie Pawła złapała jelitówka. Słabo się czuł. W trakcie meczu go wycofaliśmy, bo widzieliśmy, że to nie ma sensu i lepiej nie ryzykować - dodaje Jacek Gajewski.

Rozwiązaniem problemu ma być powołanie niezależnego lekarza, który będzie określać, czy dany zawodnik jest gotowy do jazdy. Założenie wydaje się z ocenie wielu osób słuszne, ale pojawia się też wiele pytań. - To dobry pomysł. Nie możemy jednak wylewać dziecka z kąpielą. Trzeba sobie zadać sobie kilka pytań. Jaki to będzie lekarz? Skąd będzie pochodzić? Kto będzie do niego jeździć i kiedy? Zamysł jest mądry, ale trzeba go mądrze wprowadzić. Żużlowcy muszą w dalszym ciągu normalnie pracować - dodaje na zakończenie prezes GKM-u.

Źródło artykułu: