Pojawienie się w polskiej lidze takich zawodników jak Hans Nielsen, Tommy Knudsen czy Sam Ermolenko przyciągało tłumy na polskie stadiony i było początkiem prawdziwego boomu na tą dyscyplinę sportu w naszym kraju. Wiązało się to jednak z większymi wydatkami na funkcjonowanie klubów. Setki tysięcy złotych wydawane rzekomo na najlepszych zawodników w tamtym czasie nie zostały nigdy potwierdzone przez działaczy. Z całą pewnością można jednak mówić o astronomicznych kwotach wydawanych na transfery najlepszych polskich zawodników. Rekordowe kwoty wydane na zakontraktowanie Rafała Okoniewskiego czy Tomasza Bajerskiego nawet dzisiaj robią wrażenie, biorąc pod uwagę wysokość budżetów klubów ekstraligowych.
Zmiany przepisów transferowych spowodowały, że kluby nie płacą już dzisiaj za zmianę barw klubowych danego zawodnika. Wzrosły jednak stawki płacone za tak zwane przygotowanie do sezonu. Coraz częściej słyszy się również o płaceniu zawodnikom tak zwanych ryczałtów, czyli kwot stałych, płaconych w odstępie miesięcznym, bez względu na wynik sportowy zawodnika. Na takie rozwiązanie mogą sobie jednak pozwolić najlepsi żużlowcy.
To właśnie w latach dziewięćdziesiątych nastąpił gwałtowny wzrost płac dla zawodników. Polska w opinii żużlowców była prawdziwym El Dorado. Działacze mogli sobie na to pozwolić, bo po zmianie ustroju mieliśmy do czynienia ze wzrostem gospodarczym oraz zaangażowaniem w polski rynek inwestorów zagranicznych. Łatwiej było o pozyskanie możnego sponsora, a tym samym na płacenie wysokich stawek najlepszym zawodnikom. Nie pomyślano jednak o konsekwencjach takiego postępowania. Dość szybko działacze doszli do wniosku, że jest to działanie dobre na krótką metę. Na zmiany było jednak za późno. Zawodnicy nie chcieli bowiem zgodzić się na obniżenie swoich zarobków.
Pojawienie się kryzysu gospodarczego to dobry moment na rewolucyjne zmiany w polskim żużlu. Nie można jednak tylko owym kryzysem tłumaczyć kłopotów finansowych klubów. Większość zawodników ma już podpisane kontrakty w polskiej lidze. Jednak tylko z kilku ośrodków można było usłyszeć, że budżet klubu został zapięty. Wręcz przeciwnie - w wielu ośrodkach coraz głośniej mówi się o możliwych problemach na zakończenie sezonu. To jednoznaczny dowód na to, że coraz rzadziej prezesi podpisują kontrakty na miarę możliwości finansowych klubu.
Rosja miała być drugim po Polsce El Dorado dla najlepszych żużlowców. Żyła złota szybko została jednak przecięta i już od sezonu 2009 nie zobaczymy obcokrajowców w tej lidze. To dowód, że nie tylko polskie kluby dotyka problem światowego kryzysu gospodarczego. Jednak w Polsce prezesi poza kryzysem i błędami własnymi, muszą ponosić konsekwencje szastania pieniędzmi przez prezesów w latach dziewięćdziesiątych.
O tym, że kryzys w polskim żużlu jest rzeczą nieuniknioną, mówiono już dwa lata temu. Już teraz widać, że sezon 2009 może być w tym względzie przełomowym. Być może właśnie teraz jest doskonała okazja to wprowadzenia rewolucyjnych zmian w polskim żużlu. Do tego potrzebne będzie jednak porozumienie na linii działacze - zawodnicy. Ci drudzy deklarują, że nie zgodzą się na obniżki płac i renegocjacje kontraktów.
Trudno przewidywać, czy już teraz mamy do czynienia z apogeum kryzysu. Jedno jest pewne - dalsza bezczynność w zakresie normalizacji przepisów dotyczących zarobków żużlowców, może doprowadzić do poważnych problemów polskich klubów.