Ile punktów powinno dać awans do play-offów?

WP SportoweFakty / Bartosz Przybylak
WP SportoweFakty / Bartosz Przybylak

Kluby, które liczą na znalezienie się w play-offach, coraz częściej spoglądają na tabelę. Rywalizacja jest wyrównana i może się okazać, że na znalezienie się w czołowej czwórce pozwoli nawet szesnaście "oczek".

Runda zasadnicza PGE Ekstraligi wkracza w decydującą fazę. Cztery kluby mają za sobą osiem spotkań i zdobyły już pierwsze punkty bonusowe. W najlepszej sytuacji jest Stal Gorzów, która z piętnastoma "oczkami" otwiera ligową tabelę. Dość komfortowo mogą czuć się także Ekantor.pl Falubaz Zielona Góra (12 punktów) i Get Well Toruń (11). To, jak będzie ostateczne wyglądać obsada pierwszej czwórki jest jednak niewiadomą. Do play-offów aspirować mogą jeszcze MRGARDEN GKM Grudziądz, Fogo Unia Leszno i Betard Sparta Wrocław.

Ile trzeba mieć punktów, by awansować do play-offów? Przyjmuje się, że granicą bezpieczeństwa jest siedemnaście-osiemnaście "oczek". W ubiegłym sezonie czwarty w tabeli Get Well Toruń awansował do play-offów, mając na koncie właśnie siedemnaście punktów. Nieco większy dorobek trzeba było uzyskać w 2014 roku. Czwarta drużyna - Fogo Unia - miała wówczas dziewiętnaście punktów.

- Trzeba zauważyć, że rywalizacja w środku stawki jest w tym roku wyrównana. Może się okazać, że wystarczy nieco mniej punktów, by dostać się do pierwszej czwórki. Możliwe, że pozwoli na to nawet szesnaście "oczek", ale w tym momencie trudno wyrokować, czy rzeczywiście tak się stanie. Kluby muszą liczyć punkty na bieżąco i patrzeć na tabelę przejściową. Zawodnicy niekoniecznie, ale trener czy menedżer musi być z takimi rzeczami na bieżąco. Chodzi o to, by wiedzieć, które spotkania są dla układu tabeli kluczowe. Nie zmienia to oczywiście faktu, że podstawową sprawą jest to, by robić po prostu swoje. Prócz tego trzeba po prostu mieć oko na wszystko, co się dzieje dookoła - wyjaśnia Jacek Frątczak.

ZOBACZ WIDEO Włókniarz - Lokomotiv: Świetny bieg Artura Czaji (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

W poprzednim roku oglądano emocjonującą rywalizację o play-offy pomiędzy KS Toruń a Falubazem. Zielonogórzanie, których menedżerem był wówczas właśnie Jacek Frątczak, zdobyli w rundzie zasadniczej szesnaście punktów. Jedno "oczko" więcej uzbierali torunianie i to oni pojechali w półfinale. Nasz rozmówca wspomina, że szanse zielonogórzan pogrzebała porażka na własnym torze.

- W poprzednim sezonie, gdy prowadziłem Falubaz, z naszych wyliczeń wynikało, że jesteśmy na dobrej drodze, by w tej czwórce się znaleźć. Nikt z nas nie przewidział jednak, że drużyna przegra na własnym torze z Unią Tarnów. Tamta porażka w końcowym rozrachunku okazała się kluczowa. Istotny był prócz tego jeden duży punkt, jaki z powodu wpadki dopingowej Łoktajewa odebrano Falubazowi za mecz w Toruniu. To pokazuje, jak niewielka granica dzieli sukces od porażki. Podobnie może być w tym sezonie, a ostateczne różnice w tabeli mogą okazać się niewielkie. Dlatego też tak ważna jest walka o małe punkty i bonusy. Nieprzypilnowanie niuansów może sprawić, że ktoś dużo szybciej uda się na wakacje - kwituje Frątczak.

O ile nie dojdzie do zaskakujących rozstrzygnięć, play-offy powinien zagwarantować dorobek punktowy w granicach szesnastu-siedemnastu "oczek". Oznacza to, że Fogo Unia i Betard Sparta, które zdobyły w siedmiu dotychczasowych spotkaniach pięć puntów, mają coraz mniejszy margines błędu. By myśleć o znalezieniu się w czwórce pozostałych siedmiu kolejkach kluby te powinny zdobyć w granicach jedenastu-dwunastu punktów. Z naszej zeszłotygodniowej analizy szans zespołów Ekstraligi wynika, że jest to możliwe.

Źródło artykułu: