Przez całe spotkanie Jaskółki nie skorzystały z możliwości rezerwy taktycznej. Przed przyjazdem do Gorzowa szkoleniowiec tarnowskiej drużyny zakładał, że uda się powalczyć na Stadionie im. Edwarda Jancarza. - Patrząc na biegi, gdyby dorzucić do tego punkty z rezerwy taktycznej, to może udałoby się coś więcej ugrać. Żeby myśleć o wygranej za trzy, to musielibyśmy zrobić 50 punktów. Wiedzieliśmy, gdzie przyjeżdżamy, z jakim rywalem startujemy. Wiara wiarą, ale trzeba być w tym wszystkim realistą - przyznał Paweł Baran.
Ostatecznie goście zdecydowali się tylko na jedną zmianę i to dość nieoczekiwaną, gdy w 15. biegu za Janusza Kołodzieja pojechał Arkadiusz Madej. Był to jednak wymuszony manewr, a nie chęć dania kolejnej szansy juniorowi, skoro wynik był już rozstrzygnięty. - Janusz już po drugim biegu zgłaszał problemy ze sobą. Czuł się coraz słabiej. Nie posadzę zawodnika na siłę na motocykl, nie zmuszę go. To nie o to chodzi. Każdy chce jechać i wygrywać, ale jeśli organizm mówi stop, to trzeba to zrozumieć. Podobnie było w przypadku Leona. To tylko z tego wynika. Chciałem robić zmiany, ale zawodnik musi się czuć komfortowo, żeby pojechać szósty wyścig, czy bieg po biegu - wyjaśnił opiekun tarnowskiego zespołu.
Na szczęście problemy Kołodzieja i Leona Madsena nie wynikały z większych problemów zdrowotnych. - Ostatnio było trochę jazdy, dużo przemieszczania się, upały doskwierały i różnie to jest. Organizm był osłabiony - uspokajał Baran.
Dla tarnowian była to już szósta porażka w tegorocznym sezonie PGE Ekstraligi. Zdaniem trenera nie powinno być jednak problemów z motywacją u żużlowców. - Zawodnicy też analizują i taki mecz bardziej ich zmobilizuje niż załamie. Nieraz doznaliśmy takiej porażki i podnieśliśmy się. Myślę, że to samo uczynimy teraz. Borykamy się z różnymi problemami. Przed sezonem drużyna została osłabiona. Wynika to też z budżetu klubu, bo nie sztuka zrobić skład, a potem martwić się co dalej - zapewniał 32-latek.
ZOBACZ WIDEO: Polscy kibice oszaleli ze szczęścia. "O mało zawału nie dostałem!"
Cieniem na występach Jaskółek położyła się tragedia Ś.P. Krystiana Rempały. Obecność 18-latka dawała więcej możliwości taktycznych dla sztabu szkoleniowego. Ciężar psychologiczny również robi swoje. - W niektórych przypadkach trudno wrócić do rzeczywistości. To co nas spotkało 22 maja, to tego nie da się określić. Żyjemy z tym i jakoś sobie z tym radzimy. Krystian był polem manewru w meczu. Oprócz spotkania w Grudziądzu, to wszystkie inne dobrze pojechał, potrafił wygrywać z Taiem Woffindenem, a u nas zdobywać ważne punkty z Hancockiem czy Holderem. W Rybniku czy u nas w Gorzowie takiego Krystiana nam zabrakło. Nie można powiedzieć, że przed sezonem byliśmy skazywani na porażkę i to się potwierdza. Tak jest, bo straciliśmy Krystiana - mówił szkoleniowiec.
Kolejny mecz Unia Tarnów odjedzie u siebie z Ekantor.pl Falubazem Zielona Góra. - Mecze u siebie to zawsze jest trochę inna bajka. W Tarnowie jedziemy jednak w kratkę. Zielona Góra jest bardzo mocna, ze świetnym trenerem. Przygotujemy się najlepiej, jak potrafimy, żeby ten mecz przechylić na swoją korzyść - powiedział trener.
Po przeciwnej stronie barykady stanie Marek Cieślak, który wiele lat spędził w Jaskółczym Gnieździe. Czy wszystkie tajemnice staną więc przed zielonogórzanami otworem? - Trudno będzie go czymś zaskoczyć. Ostatnio trenerem w Tarnowie był jednak dwa lata temu, więc minęło trochę czasu. Nawierzchnia trochę się zmieniła i tym będziemy chcieli zaskoczyć - zdradził obecny opiekun tarnowskiego zespołu.
Sytuacja Jaskółek w tabeli nie wygląda najlepiej, gdyż są oni ostatnią drużyną w lidze. Tracą jednak punkt do ROW-u Rybnik, choć ci mają jeden mecz rozegrany mniej. Paweł Baran wie, że jego ekipę czeka trudna walka o utrzymanie. - Żebyśmy mogli jeszcze o coś jechać z Rybnikiem, to mecze u siebie z Toruniem i z Zieloną Górą musimy rozegrać na swoją korzyść. Jeśli noga się powinie, a Rybnik będzie miał lepszy bilans, to będzie to mecz na otarcie łez - zakończył.