W ostatnich latach reprezentacja Wielkiej Brytanii wypadła ze światowej czołówki. Pomimo posiadania w swoich szeregach Taia Woffindena, żużlowcy z Wysp mieli spore problemy z wywalczeniem awansu do finału Drużynowego Pucharu Świata. W tym roku Brytyjczyków zobaczymy jednak w turnieju finałowym.
Wielka Brytania nie wywalczyła sobie jednak prawa jazdy w finale na torze, a poprzez organizację turnieju finałowego. Odbędzie się on na National Speedway Stadium w Manchesterze, a zgodnie z obowiązującym regulaminem, gospodarz ma zapewniony udział w turnieju finałowym. - Myślę, że to jest złe rozwiązanie, że gospodarz awansuje bezpośrednio do finału. Trzeba zmienić ten przepis. Brytyjczycy są słabi. Powinni jechać w finale tylko w przypadku, gdyby się do niego zakwalifikowali - narzekał na łamach "Swindon Advertiser" Jason Doyle, jeden z liderów reprezentacji Australii.
Australia przegrała półfinał DPŚ w szwedzkim Vastervik i o prawo jazdy w finale musiała walczyć w turnieju barażowym. W piątek Australijczycy okazali się najlepsi na torze w Manchesterze i zobaczymy ich w wieczornym finale. Tym samym Doyle i jego koledzy z reprezentacji będą mogli udowodnić na torze, że są lepszym zespołem niż Brytyjczycy.
- Inne reprezentacje miały ten przywilej w przeszłości, a ja nie miałem czegoś takiego przez ostatnie dziesięć lat. Nie jestem z tego powodu rozczarowany, ani też nie uważam się za szczęśliwca. Czytałem co powiedział Jason na ten temat, ale wiem, że on jest pewny siebie i możliwości australijskiego zespołu. Jednak Australijczycy czują nieco presję - odpowiedział na słowa Doyle'a Alun Rossiter, menedżer Wielkiej Brytanii.
Co ciekawe, w rozgrywkach brytyjskiej Elite League Doyle reprezentuje barwy klubu Swindon Robins, którego menedżerem na co dzień jest Rossiter. "Rosco" zapewnia jednak, że nie będzie rozpamiętywać słów Australijczyka. - Myślę, że to są gierki psychologiczne. Jason w tym momencie nie jest kapitanem mojej drużyny, wyraził po prostu swoje zdanie. Jest klasowym zawodnikiem i umieściłbym go na tej samej półce co Taia Woffindena. Myślę, że w przeszłości dużo słabsze zespoły wjeżdżały bezpośrednio do finału, korzystając z prawa gospodarza. Tai jest mistrzem świata. Daniel King pokazał co potrafi podczas Grand Prix w Cardiff, gdzie był dziesiąty. Robert Lambert pokazał w zeszłym roku, że nie boi się presji. Jedynym zawodnikiem, który być może ma coś do udowodnienia jest Craig Cook, ale on w sobotę będzie się ścigać na swoim domowym torze i może nas zaskoczyć - podsumował Rossiter.
ZOBACZ WIDEO Polonia – Wanda: remisowe otwarcie (źródło TVP)
{"id":"","title":""}