Trudny żywot młodego żużlowca. "Dla żużla musiałem rzucić studia i pójść do pracy"

Patrik Buri od kilku lat znajduje się na drugim miejscu w hierarchii najlepszych słowackich żużlowców. Miejsca ustępuje oczywiście Martinowi Vaculikowi. W rozmowie z WP SportoweFakty zawodnik opowiada o swojej dotychczasowej karierze.

Kacper Ginter
Kacper Ginter
Patrik Buri Materiały prasowe / Martin Mesiarik / Na zdjęciu: Patrik Buri

WP SportoweFakty: Na początek chciałbym, aby krótko przedstawił się pan polskim kibicom.

Patrik Buri: Najłatwiej byłoby się przedstawić na jakimś turnieju w Polsce, gdyż zapewne niewielu kibiców interesuje się Ligą Adriatycką czy rozgrywkami na Ukrainie. Karierę rozpocząłem w roku 2011. Wówczas odbyłem pierwsze treningi na torze w Żarnowicy.

Skąd pojawił się zapał do żużla?

- Od małego uwielbiałem prędkość i adrenalinę.

Początki były trudne?

- Oczywiście. Rodzice nie mieli pieniędzy na to, by mnie wspierać finansowo, ale mocno trzymali za mnie kciuki. Miałem wielkie szczęście, gdyż wraz ze startem mojej kariery powstał Speedway Club Żarnowica. Klub reaktywował szkółkę żużlową i dostałem szansę, by móc się zaprezentować. Po drodze było trochę upadków, ale jak widać jestem cały.

Było boleśnie?

- Było i to bardzo. Miałem złamane ramię, które w szpitalu skręcono na dziesięć śrub. Jednak nie zniechęciło to mnie do dalszej jazdy.

Mieszka pan w kraju, w którym jest tylko jeden tor żużlowy. To składa się zapewne na małe zainteresowanie ze strony sponsorów. Jak pan sobie radzi?

- Rzeczywiście - w tym aspekcie nie jest łatwo. Z powodu braku pieniędzy musiałem porzucić studia i pójść do pracy. W Żarnowicy bardzo trudno o sponsora, gdyż jest to małe miasto, a zawodników jest kilku. Z pomocą przyszła mi firma Duo-Ados, dzięki której mogę spokojnie przygotowywać się do kolejnych zawodów. W natłoku tych wszystkich spraw rzadko też widywałem się rodziną. Żużel zajmuje sporo czasu i wymaga poświęceń.

Według statystyk jest pan aktualnie drugim żużlowcem Słowacji. Rozumiem, że to motywuje do pracy?

- Oczywiście. Zdaję sobie sprawę, w jakim jestem miejscu i nie muszę być mistrzem świata, by móc się spełnić. Chcę po prostu dobrze punktować i mieć z tego radość. Widzę sam po sobie, że z zawodów na zawody jest coraz lepiej. To w dużym stopniu zasługa mojego przyjaciela - Krzysztofa Capa, a także Stanisława Burzy.

Mam rozumieć, że Stanisław Burza należy do teamu Buri Racing?

- Dokładnie tak jest. Już od jakiegoś czasu współpracuję ze Staszkiem. Bardzo dużo mi pomaga.

Na czym polega ta pomoc?

- Wraz z Krzysztofem są moimi trenerami i mentorami. Staszek podpowiada mi w kwestii techniki jazdy. Zajmuje się także silnikami, które, śmiem twierdzić, są dobre na nasze warunki. Podczas zawodów na Ukrainie, Staszek wyjechał do jednego z biegów na moim motocyklu i wygrał. To dało mi potężnego kopa i wtedy zauważyłem, że problem jest tylko w technice. Cenię sobie opinie mojego teamu.

Czyli na Słowacji brakuje trenera z doświadczeniem?

- Po części tak jest. Do obecnego trenera reprezentacji mam ogromny szacunek. Bardzo dobrze szkoli młodzież, to stara szkoła "plochej drahy". Wielka szkoda tylko, że nie ma trenerów z nowszej generacji, którzy startowali jeszcze kilka lat temu. Przydałyby się podpowiedzi w kwestii technicznej. Jak już wspominałem, ja mam to szczęście, że poznałem Stanisława Burzę, który jest dla mnie wzorem.

Osiąga pan coraz lepsze wyniki. Podium w bułgarskim Szumen i niezłe rezultaty na Ukrainie i Węgrzech. Czas na Polskę?

- Można powiedzieć, że w Polsce bywam już coraz częściej. Miałem okazję startować w Pucharze MACEC w Lesznie, którego nie zaliczę do udanych z powodu wadliwego sprzęgła, a także w Krakowie. Dzięki uprzejmości Adama Weigela mogłem wziąć udział w sparingu Wandy Kraków z KSM-em Krosno i zdobyć kolejne doświadczenie. Była też okazja do kilku treningów w Lublinie i w Opolu. Nie próżnuję, a wszystkim pomocnym osobom szczerze dziękuję. Treningi w Polsce to bezcenna lekcja. Mogę wówczas wymienić spostrzeżenia z ligowcami i widzę ile mi jeszcze do nich brakuje.

Jesteśmy aktualnie na półmetku sezonu żużlowego. Jakie ma pan jeszcze względem siebie oczekiwania?

- Po pierwsze muszę popracować nad stylem jazdy i rozumieniem sprzętu. Stąd też decyzja o treningach w Polsce i samodzielnej pracy nad sprzętem. Muszę czuć motocykl, by wiedzieć jakich zmian dokonywać. Sama jazda nie kształtuje żużlowca. Po drugie, jeśli otrzymam szansę, to chciałbym pokazać się z jak najlepszej strony w Zlatej Prilbie SNP. W przyszłym roku natomiast chcę poprawić wynik w Międzynarodowych Mistrzostwach Słowackiej Republiki. Myślę, że celowanie w finał nie będzie stwierdzeniem na wyrost.

Czego można panu życzyć?

- Chcę tylko, by fani trzymali za mnie kciuki. To dla nich pracuję i startuję. Pragnę sprawiać radość sobie i im.

Rozmawiał: Kacper Ginter

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×