WP SportoweFakty: Bardzo źle to wyglądało z trybun. Widzę po panu, że zdajecie sobie z tego sprawę.
Rafał Trojanowski: Źle to jest mało powiedziane, bo źle to jest jak się przegrywa mecz pięcioma, czy dziesięcioma punktami. My natomiast w ogóle nie złapaliśmy kontaktu z rywalem. Nie mam pojęcia co się stało. Po prostu nie ma się co tłumaczyć. Mnie zawody w ogóle nie wyszły. Początek był strasznie nerwowy, przerywane biegi. Powtórka startów. Później miałem defekt, mój motocykl w ogóle nie miał mocy. Zmieniliśmy prądy i potem się ta maszyna zmieniła, była bardzo mocna.
W jednym z biegów prowadził pan przez trzy okrążenia. Na ostatnim obaj zawodnicy Orła pana wyprzedzili, ale cały czas gryźli pana jak wilki.
- Nie mogłem utrzymać tego prowadzenia. Teoretycznie wyglądało to tak, że wystarczyło bym jechał szeroko i bym im uciekł, ale jednak tak nie było. Cały czas pokazywali mi się to z jednej, to z drugiej strony.
Ciężko jest się bronić przed zdwojonym atakiem.
- Tak, ale czułem, że ten motocykl w ogóle nie jedzie. Broniłem się ile mogłem. Myślę, że gdybym pojechał przy samej bandzie to wyjechaliby przede mnie z krawężnika. W moim motocyklu nie było prędkości.
Orzeł zaskoczył was torem?
- Nie sądzę. Tor był normalny, start był bardzo przyczepny. Nastawiliśmy się właśnie na start. Wyjeżdżałem spod taśmy dobrze, ale to powinno mi dać do myślenia, że coś jest nie tak. Dobrze startowałem, a na trasie byłem bardzo wolny.
ZOBACZ WIDEO Orzeł - Włókniarz: trzy punkty Roberta Miśkowiaka (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Wspomniał pan, że początek spotkania był nerwowy. Zapowiadało się dobrze, bo przez półtora okrążenia 1. biegu to para Włókniarza prowadziła podwójnie i wtedy doszło do upadku Tomasa Jonassona. Długa przerwa. Wytrąciło was to z równowagi?
- Tu nie ma się co tłumaczyć. Dostaliśmy wpierdziel i to jest nasza wina. Aczkolwiek może by się to ułożyło inaczej, gdyby te pierwsze biegi poszły dobrze. W moim pierwszym starcie ruszył się Tomasz Gapiński z trzeciego pola, a tymczasem wystartowałem bardzo dobrze. Później on został nagrodzony, bo bieg został powtórzony w czwórkę, w powtórce wystartowaliśmy równo i pociągnął mnie pod samą bandę. Wykorzystał to też Rory Schlein. Ten bieg mi się nie ułożył, potem nerwowe ruchy, może to akurat miało jakiś wpływ. Jednak jak początek meczu nie wyjdzie pomyślnie to zaczyna się mieszanie.
Czy nie miało na was żadnego wpływu usunięcie menedżera ze sztabu szkoleniowego na dwa dni przed meczem?
- Myślę, że nie. Sztab szkoleniowy nie jeździ. Jeździmy my i to my jesteśmy odpowiedzialni za wynik. Nikt tutaj nie popełnił żadnego błędu. Po prostu pojechaliśmy słabo. Skoro cała drużyna nie pojechała, to nie uważam, że gdyby w składzie był inny zawodnik, że coś by to zmieniło. Ogólnie ta komunikacja między nami jest chyba za dobra. Wszyscy jadą na podobnych ustawieniach i potem jest taki problem jak w niedzielę. Takie coś nie powinno się zdarzyć. Chyba za bardzo chcieliśmy, za bardzo się zjednoczyliśmy i popełnialiśmy ten sam błąd.
W sobotę czeka was zaległy mecz z Renault Zdunek Wybrzeżem Gdańsk. Jak się do tego spotkania zmotywować? A może właśnie ta motywacja zrodzi się sama po tak katastrofalnym meczu w Łodzi?
- Na pewno musimy zaprezentować się całkowicie inaczej. Dobrze byłoby pojechać tak jak Orzeł Łódź pojechał z nami. Jeszcze odnośnie tego niedzielnego meczu, było to spotkanie, w którym bardzo chciałem się dobrze pokazać. Startowałem w Łodzi w przeszłości i przeważnie wyprzedzałem rywali na dystansie. Tymczasem w niedzielę było całkowicie odwrotnie. I tyle, więcej nic nie można powiedzieć. Wszyscy jesteśmy rozgoryczeni i na pewno parę dni będzie to w nas siedziało.
Jak przekonać kibiców do przyjścia na stadion w sobotę po takim występie? W Łodzi dopingowała was spora grupa fanów z Częstochowy. W pewnym momencie, trudno im się dziwić, ironizowali z tego, co działo się na torze.
- Oczywiście, nie możemy być tym zaskoczeni. Do Łodzi przyjechało bardzo dużo naszych kibiców. Liczyli na wyrównany mecz, zresztą tak jak my, po cichu nawet wierzyliśmy, że będziemy w stanie powalczyć o zwycięstwo. Nie mam pojęcia co powiedzieć kibicom poza tym, że ich przepraszam. Pozostaje nam obiecać, że w sobotę stoczymy walkę nie tyle o zwycięstwo, co o wygraną za trzy punkty. Musimy to wygrać z bonusem.
I liczyć, że inne mecze ułożą się pomyślnie dla was i znajdziecie się w najlepszej dwójce Nice PLŻ.
- Tak. Pewnie tylko to nas uratuje.
Rozmawiał Mateusz Makuch
Brać się do roboty i pokazać cohones z Wybrzeżem...
Bo w Łodzi to jeżdziły jakieś panienki w biało - zielonych ubrankach...
Pzdr.