Martin Vaculik miał być jednym z kluczowych ogniw Get Well Toruń w finale PGE Ekstraligi. Słowak przed wyścigami nominowanymi zdobył osiem punktów i bonus, ale ostatni start był bardzo nieudany. Nie dość, że zakończył go z zerowym dorobkiem, to jeszcze zanotował bardzo poważnie wyglądający upadek, na szczęście prawdopodobnie skończyło się na strachu.
- Jest okej. To był szósty upadek w tym tygodniu i już po prostu potrzebuję troszkę odpoczynku. Teraz normalnie będę pracował z fizjoterapeutą, czekają mnie różne zabiegi i tydzień na regenerację powinien wystarczyć - podkreśla były zawodnik Unii Tarnów.
Anioły bardzo dobrze rozpoczęły pierwsze finałowe starcie i po dziewięciu wyścigach prowadziły czternastoma punktami. Duża w tym zasługa także Vaculika, który pokazał fantastyczną jazdę właśnie w biegu numer dziewięć. Słowak ścigał w nim Mateja Zagara i dopadł go dosłownie na finiszu. Problemem ekipy z grodu Kopernika była druga część zawodów.
- Popełniamy jakieś takie dziwne błędy. Musimy się skupić na decydujących biegach i wyeliminować pomyłki. Kluczem do zwycięstwa w Gorzowie będą po prostu wygrane biegi - podsumowuje krótko Vaculik.
Ośmiopunktowa zaliczka przed rewanżem sprawia, że zarówno Get Well jak i ich rywale nie mogą być pewni absolutnie niczego. W półfinale sytuacja po pierwszym meczu była nieco bardziej korzystna dla torunian, ale teraz również nie zamierzają składać broni. - Zrobimy wszystko aby pojechać dobry mecz. Jesteśmy bogatsi o doświadczenia z pierwszej rundy. Wydaje mi się, że skończy się to dobrym wynikiem dla naszej drużyny - przekonuje Słowak.
Rewanżowe spotkanie pomiędzy Stalą Gorzów a Get Well Toruń zaplanowano na 25 września.
ZOBACZ WIDEO Malarz: nie wiem co się z nami dzieje... (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
To dopiero żenada bo jak inaczej określić niektóre wpisy. Warto zapamiętać ich autorów bo Czytaj całość