W finale PGE Ekstraligi każdy punkt jest na wagę złota. Tym bardziej sztab szkoleniowy Get Well Toruń musiał być zadowolony z postawy Pawła Przedpełskiego, który zdobył dziewięć punktów i dwa bonusy. Wychowanek toruńskiego klubu zgubił "oczko" w wyścigu młodzieżowym, kiedy to na trasie wyprzedził go Bartosz Zmarzlik i raz musiał przełknąć gorycz porażki z powodu ostatniego miejsca, ale mimo to zaliczy ostatnie zawody do udanych.
- Przyczyną tych słabszych biegów był ciężki mecz. Tutaj się nie jedzie z kelnerami, że tak się wyrażę. Każdy gdzieś popełnia błędy. Jak nie ma kompletu, to zawsze może być lepiej, ale ja jestem z siebie zadowolony. Dałem z siebie wszystko i mój wynik na pewno nie jest zły - komentuje Przedpełski.
Ostatecznie zaliczkę po pierwszym meczu mają Anioły, choć rezultat 49:41 sprawia, że sprawa złotego medalu jest wciąż jak najbardziej otwarta. - To jest i dużo i mało. Drużyna z Gorzowa jest bardzo mocna u siebie, ale my będziemy dzielnie walczyć. Ekipa z Zielonej Góry zdołała tam wygrać, więc nie jest to niemożliwe. Na ten moment to my jesteśmy bliżej sukcesu, bo w końcu prowadzimy. Ja osobiście wolę jeździć w Gorzowie niż w Zielonej Górze - podkreśla junior Get Well Toruń.
W pewnym momencie spotkania na Motoarenie, przewaga zespołu z grodu Kopernika wynosiła aż czternaście punktów, ale końcówka należała ewidentnie do Stali Gorzów. - Miał miejsce groźny upadek i na pewno to chłopakom nie pomogło, tylko jedynie wytrąciło. Na szczęście są cali, bo nieciekawie to wyglądało. Zdrowie jest najważniejsze. Pojechali dalej, może i nie wygrali 5:1, ale najważniejszy był sam ich start - przekonuje Przedpełski.
Rewanżowe spotkanie finałowe zaplanowano na 25 września.
ZOBACZ WIDEO: Tak Kajetanowicz jechał po drugi z rzędu tytuł ERC