W środę poznaliśmy nazwiska czterech żużlowców, którzy otrzymali stałe "dzikie karty" na sezon 2017 w Speedway Grand Prix. Specjalne przepustki od działaczy otrzymali Emil Sajfutdinow, Nicki Pedersen, Maciej Janowski oraz Matej Zagar.
Na liście zabrakło miejsca dla Kennetha Bjerre, który zajął czwarte miejsce w Grand Prix Challenge i sprawę awansu do mistrzostw świata przegrał dopiero w biegu dodatkowym z Fredrikiem Lindgrenem. - Kiedy zobaczyłem listę zawodników, byłem naprawdę zawiedziony. Jestem wkurzony na taką decyzję - żali się Duńczyk na łamach "Ekstrabladet".
Bjerre nie ma nawet na liście rezerwowej zawodników cyklu, choć pierwsze miejsce na niej zajmuje Peter Kildemand, który w tegorocznych mistrzostwach notował kiepskie wyniki. "Pająk" był jednym z słabszych zawodników w SGP i z 68 punktami zajął dopiero dwunaste miejsce w klasyfikacji generalnej SGP.
Pominięcie Bjerre wśród zawodników nominowanych do startów w cyklu, zdenerwowało duńskiego żużlowca. 32-latek zamierza głośno protestować w tej sprawie. - Jestem na etapie tworzenia listu otwartego na ten temat. Zamierzam go wysłać do FIM, BSI i prasy. Mam wiele pytań. Mam świadomość, że Nicki Pedersen zasłużył na "dziką kartę". Nawet nie oczekiwałem, że ją dostanę. Jednak liczyłem na to, że będę chociaż rezerwowym, jeśli trafi na Duńczyka. Po co organizuje się kwalifikacje, skoro potem się nie bierze pod uwagę tych zawodników? - zastanawia się Bjerre w duńskiej prasie.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob znów z nagrodą za wyścig sezonu: "Sam się dziwię, jak ja to robię"
Duński żużlowiec zwraca również uwagę na przyznawanie "dzikich kart" na samo Grand Prix Challenge, co wcześniej krytykował już m. in. Jason Crump. Martin Vaculik oraz Fredrik Lindgren odpadli na wcześniejszym etapie kwalifikacji do SGP i wydawać się mogło, że zaprzepaścili swoje szanse na jazdę w elicie w roku 2017. Obaj otrzymali jednak specjalne zaproszenia na turniej finałowy. Słowak i Szwed zakończyli decydujące zawody w czołowej trójce, dzięki czemu zapewnili sobie awans do SGP 2017.
- Fajnie, że dostali takie "dzikie karty", bo w Grand Prix Challenge pojechali dobrze i udowodnili swoją wartość. Jednak to nie ma sensu, bo odpadli w eliminacjach, a potem dostali kolejną szansę - twierdzi Bjerre.
Pretensje Bjerre dotarły już do Phila Morrisa. Brytyjczyk jest dyrektorem cyklu i w mediach społecznościowych musiał odpowiadać na ataki kibiców w sprawie "dzikich kart". - Nie ukrywam się. Po prostu nie mam nic do powiedzenia na ten temat - napisał na Twitterze w czwartkowy poranek.
Presja fanów zrobiła jednak swoje i Morris postanowił kibicom wyjaśnić jak wygląda proces przyznawania stałych "dzikich kart" w SGP. Wielu kibiców nie jest świadoma faktu, że wpływ na decyzję BSI w sprawie "dzikich kart" ma m.in. FIM. - Jest to panel dyskusyjny czterech osób, które podejmują decyzję. Niestety, nie jestem upoważniony, aby przekazywać bardziej szczegółowe informacje na temat tego procesu - dodał Morris.
Nieco bardziej wylewny okazał się Torben Olsen, dyrektor BSI Speedway, rodak Bjerre. - Na liście było wiele nazwisk. Kenneth był jednym z kandydatów. Zdecydowaliśmy, że pierwszym rezerwowym będzie Duńczyk i padło na Petera Kildemanda. To była najlepsza kandydatura - powiedział Olsen.
Łukasz Kuczera