Kolejny dzień Wszystkich Świętych i następujące po nim Zaduszki przywołują zmarłych, najboleśniej tych, co jeszcze wczoraj byli pośród nas, a odeszli w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy.
W listopadzie ubiegłego roku 2015 odszedł Wiesław Kaczmarek, były działacz klubu żużlowego z Zielonej Góry. Nie był, niestety, jedynym z grona aktywnych animatorów polskiego sportu żużlowego, których przyszło nam wpisać w ciągu ostatniego roku na listę pamięci.
Mariusz Guzenda, rocznik 1953, działacz Stali Gorzów, prezes klubu w latach 2002-2005 umarł pod sam koniec 2015 roku.
Wiesław Rożek dbał o dobrą jakość żużlowych Aniołów z Torunia, był działaczem Apatora (także organizatorem wyścigów samochodowych), dziś sam, wierzymy, znalazł się blisko aniołów. Za sprawą jednego ze sławniejszych sędziów żużlowych w Polsce, Romana Cheładze, Wiesław Rożek także sędziował żużlowe zawody. Zmarł na początku tego roku w wieku niespełna lat 70.
Tomasz Nowaczyk (1936-2016), w latach 90. chronometrażysta i kierownik zawodów w Zielonej Górze. Zmarł 21 stycznia.
Niecałe 60 lat przeżył Janusz Kardasiński, zmarły w kwietniu br. znany chronometrażysta zawodów w Opolu, gdzie jego nazwisko pojawiało się jeszcze całkiem niedawno.
Niesamowicie ciężki cios przyjąć musieli najbliżsi red. Damiana Gapińskiego z Poznania, mającego w chwili śmierci (30 lipca 2016 roku) zaledwie 36 lat. Cóż to za wiek? Mówi się, że jest to tak zwana siła wieku, nie wyłączając wyczynu sportowego na najwyższym poziomie. Śp. Damian był wyczynowcem na poziomie osiągalnym dla niewielu, jeśli nie - dla nikogo. Był niewiarygodnie pracowitym dziennikarzem, ale także działaczem przez duże "D". Razem z Dariuszem Górznym stworzyli SportoweFakty.pl, najpopularniejszy internetowy serwis sportowy w Polsce. Odważne teksty Damiana odznaczały się przenikliwością i troską o kształt speedwaya w kraju nad Wisłą. Jako działacz śp. Damian Gapiński pomagał sekcji żużlowej w Poznaniu, był krótko rzecznikiem prasowym GKSŻ w Warszawie. Dałby się pokroić dla siatkówki, pierwszej miłości. Został prezesem wielkopolskich struktur piłki siatkowej, członkiem zarządu PZPS w Warszawie. Odszedł nagle, zostawiając nas pogrążonych w niewysłowionym bólu.
W tym samym przedostatnim dniu lipca br. w wieku 58 lat zmarł były lekarz klubowy Startu Gniezno Grzegorz Wiecki.
Działaczem dużego formatu był zmarły 20 sierpnia br. Józef Rzepka, osiemdziesięciosiedmioletni Wielkopolanin, od lat 50. XX wieku związany z leszczyńską Unią i jej sukcesami ligowymi. Przez prawie 20 lat, aż do połowy dekady lat 70. był kierownikiem drużyny wielokrotnych mistrzów Polski z Leszna. Potem zamieszkał w Rzeszowie i tam również wspominany jest jako rzutki i kompetentny działacz z prawie piętnastoletnią historią osobistych dokonań, aż do roku 1992. Fama o znakomitym działaczu z Leszna była tak wielka, iż z Rzeszowa na czas jakiś (niecałe dwa sezony) Józefa Rzepkę zaangażował także klub Śląska ze Świętochłowic.
Umierają także żużlowcy, wśród nich młodzi, a nawet bardzo młodzi.
Jeszcze w listopadzie roku minionego zmarł Marian Michaliszyn, urodzony w 1949 roku, były zawodnik Polonii Bydgoszcz w tzw. "gierkowskich" latach 1971-1978. W najlepszym sezonie 1976 był drugim żużlowcem Polonii, a dwudziestym w Polsce. Po bardzo poważnej kontuzji już się nie odrodził.
Także w roku ubiegłym (przed Bożym Narodzeniem 2015), nadeszła do nas smutna wiadomość o śmierci Zygmunta Malinowskiego, byłego zawodnika częstochowskiego Włókniarza, którego barw bronił w latach 1964-1973. Miał 76 lat.
Żużlowcem spod Jasnej Góry, pochowanym w tym roku 2016, był także Jerzy Bożyk, który zmarł 25 sierpnia, przeżył 64 lata (1952-2016). Zawodnikiem częstochowskiego Włókniarza był w latach 1972-1982 z kilkuletnią przerwą w sportowym wyczynie.
Innym zawodnikiem dawnych "Lwów", co prawda mniej znanym, był również Ireneusz Stalski, lat 59, zmarły 19 października, niespełna dwa tygodnie temu. Liderem pod Jasną Górą to on nie był, ale swoje nazwisko wpisał w historię trzech ligowych sezonów 1979-1981. Stalski okazuje się być kolejnym, młodo umierającym żużlowcem Włókniarza, a urodzonym w dekadzie lat 50. ubiegłego wieku. Przed nim odeszli: młodziutki Grzegorz Kupczak, Daniel Chmielewski, Czesław Goszczyński i Stanisław Nocek. Tylko ten ostatni z wymienionych, zresztą lublinianin, przekroczył próg 60 lat życia i to zaledwie o kilka tygodni.
W Kanadzie mieszkał i tam też w kwietniu 2016 roku zmarł Krzysztof Zabawa, były zawodnik Sparty Wrocław, w niezwykle trudnych, gdy chodzi o wyniki, dla wrocławskiego speedwaya latach 1977-1985. Był wśród adeptów wrocławskiej Sparty m.in. w towarzystwie naszego znakomitego kolegi red. Bartka Czekańskiego, który kiedyś wspominał, że Zabawa swoje nazwisko nosił bynajmniej nie od parady. Przeżył wszystkiego niecałe 58 lat.
Miesiąc później smutek zagościł na obliczach fanów czarnego sportu w Polsce i nie tylko. Z Niemiec zadzwonił do mnie Andrzej, znany żużlowiec z rodziny Tkoczów, informując niezwłocznie o śmierci starszego brata. Stanisław Tkocz był drugim z czwórki wielkich rybnickich muszkieterów (po Joachimie Maju, którego biografię z cyklu "Asy żużlowych torów" gorąco polecam ze względu na wyjątkowy format tego żużlowego tuza). Na początku listopada Staszek Tkocz kończyłby osiemdziesiąty rok życia (nie zabraknie o tym informacji). Dwukrotnie był indywidualnym mistrzem Polski i dwukrotnie z kolegami z narodowej reprezentacji przyjmował złoty medal mistrzostw świata. Tkocz to jeden z najbardziej utytułowanych polskich żużlowców w całej historii. Zdobywca Złotego Kasku, jedenastokrotny DMP. Zasłużony rybniczanin swoją karierę kończył w klubie Kolejarza Opole.
Jerzy Padewski był jednym z liderów wielkiej Stali Gorzów, która po latach panowania ROW-u zdetronizowała rybniczan, a potem jeszcze wielokrotnie sięgała po szarfy DMP. Pogorzelski, Migoś, Padewski, Jancarz, to była czołowa czwórka pierwszej złotej gorzowskiej Stali. Potem stopniowo dołączali inni: Boguś Nowak, Zenek Plech, Jurek Rembas, a dalej Ryszard Fabiszewski, Mieczysław Woźniak, Bolesław Proch. Jerzy Padewski po karierze przez lata był w świetnej formie, brał udział w uroczystościach organizowanych przez wyjątkowo aktywną grupę strażników Pamięci z Gorzowa. Niestety zmarł we wrześniu, w wieku lat 78.
Równolatkiem Padewskiego był, zmarły niespełna miesiąc temu, 3 października, lubelak Andrzej Jendrej. Tu także mowa jest o czołowym żużlowcu klubu, w tym przypadku Motoru Lublin, aczkolwiek pierwszy sezon w karierze (1961) Jendrej spędził w zielonogórskich Zgrzeblarkach, a potem już tylko Motor i motor. Motorom pozostał wierny (zaczynał od rajdów i crossów motocyklowych) do końca. Także po karierze udzielał się w klubie lubelskim jako mechanik, nawet w zaawansowanych latach nie stronił od motocykla. "Felek" chętnie służył pomocą i radą, był człowiekiem powszechnie lubianym.
Dnia 12 września br., przeżywszy 68 lat, na wieczną wartę odszedł Wojciech Kaczmarek, były żużlowiec Unii Leszno, od roku 1973 nierozerwalnie związany z Gnieznem, gdzie z powodzeniem startował jeszcze przez jedenaście sezonów. Żużlowe Gniezno z pewnością nie zapomni swego wieloletniego lidera i kapitana brązowego Startu w rozgrywkach DMP 1980. Historyczny akt. Wtedy też Wojciech Kaczmarek w pięknym stylu zdobył dla siebie Łańcuch Herbowy Ostrowa Wielkopolskiego i Puchar Startu - na gnieźnieńskim torze. Stadion im. Wojciecha Kaczmarka w Gnieźnie - to niewątpliwie brzmiałoby dumnie... Wojciech Kaczmarek okazał się nie tylko bardzo dobrym żużlowcem, ale również wziętym twórcą. W swoim pięknym zawodzie kowala osiągnął taką perfekcję, iż eksponował się na krajowych i międzynarodowych wystawach, za co w 1986 roku Ministerstwo Kultury i Sztuki nadało mu tytuł Kowala Artysty. Dzięki Kaczmarkowi, żużlowcowi i artyście, o Gnieźnie wiele dobrego usłyszał świat.
Najtrudniej jest pisać o śmierci najmłodszych. A nie pisać się nie da. Krystian Rempała był chłopakiem anielskiej urody. Od 28 maja nie ma już Krystiana pośród nas. To dziecko straciło życie kilka tygodni po swoich osiemnastych urodzinach. Nie radzę sobie z tym, nie umiem się z tym pogodzić. Nie tylko, choć również dlatego, że mam dziecko dokładnie w wieku Krystiana. Moja wspaniała córka mogła urodzić się chłopcem, a tak się składa, że dźwięk i zapach żużla miała dosłownie pod nosem, więc...
Zginął młody człowiek, z darem niepospolitego talentu, zakodowanego w genach. Tragedia niewyobrażalna dla rodziny - mamy, taty, siostry, stryjów - także żużlowców (Grzegorz, Tomasz, Marcin - to bracia Jacka). Wyrazy najgłębszego współczucia dla wszystkich. Kochani, wiem, że to Waszego bólu nie ukoi, ale modlę się o siły dla Was, zwłaszcza dla Jacka, dla którego żużel i Krystian to cały świat.
Tak zwanym sprawcą bezpośrednim, za co zresztą słusznie został wykluczony przez sędziego, był kolega Krystiana z reprezentacji młodzieżowej, po prostu jego kumpel, Kacper, nieco starszy, tak samo głodny sukcesów, tak samo "napiętnowany" genetycznie dla żużla, za sprawą dziadka, wielkiego żużlowca, Antoniego Woryny. Sprawca - nie znaczy winny śmierci. To są dwie różne sprawy. Byłem na tych zawodach, dokładnie widziałem, że to nie zła wola i premedytacja, lecz koszmarny splot nieszczęść zabił młodzieńca. Kacper Woryna przegrał start, próbował poprawić swoją pozycję, ale przed sobą miał ścianę idealnie złożonych w ślizgu trzech żużlowców. W owym feralnym ułamku sekundy już nie atakował, raczej sam instynktownie bronił się przed niechcianym zderzeniem (ślepy los trafił na Krystiana). To piekielna moc żużlowej "pięćsetki", z absurdalnie stłumionym (mocą przepisów) wydechem, dokonała dzieła zniszczenia (inne podejrzenia bez potwierdzeń zostawmy na boku), o czym fachowo wypowiadał się dla mediów najlepszy polski żużlowiec w dziejach Tomasz Gollob. Krystian był przypadkową ofiarą owego splotu koszmarnych okoliczności. Resztę zostawmy powołanym do tego organom wymiaru sprawiedliwości, choć to dziwnie brzmi, bo w speedwayu od zarania wpisane jest ryzyko utraty zdrowia i życia. Kto tego nie pojmuje, winien zmienić profesję.
Nie odmówię sobie zacytowania pełnego empatii tekstu zdolnego dwudziestolatka, Michała Patyka, jaki ukazał się w zaprzyjaźnionym "Tygodniku Żużlowym" tuż po wypadku. Oto fragmenty tego pięknego artykułu zatytułowanego "Czarna łza":
Są takie chwile, że tracę całą miłość do czarnego sportu. Gdy szczerze go nienawidzę. Jedna z takich chwil zaistniała w momencie otrzymania wiadomości z Rybnika. (...) Nastoletni Michał oczekiwał na torze walki do samego końca. Michał był Cezarem, który zasiadał na trybunie i decydował o życiu współczesnych gladiatorów. Los zawodników zależny był od jego kaprysu. Ktoś kogoś nie wywiózł? Ktoś zostawił miejsce? Kciuk na dół. Ktoś sfaulował rywala i dzięki temu wygrał? Kciuk do góry. Nastoletni Michał był panem życia i śmierci, bo on był kibicem. Bo on wymagał poświęcenia. Bo on był w tłumie.
Dzisiejszy Michał pogardza swoim nastoletnim wcieleniem. Widzi w żużlowcu człowieka z jego marzeniami, życiem prywatnym i dzisiejszy Michał nie oczekuje krwi. Nie chce decydować o życiu gladiatorów. On cieszy się walką toczoną w myśl rywalizacji fair play. [...] A piszę to po to, by każdy z nas nabrał większego szacunku do naszych herosów..., gdy czterech szaleńców staje pod taśmą, by spełnić swoje marzenia. Już to jest przejawem odwagi, z którą rzadko możemy się mierzyć.
[...] w oczach teraz wiruje łza... czarna. Tak jak czarny jest ten sport.
Miałem żal do obu rodzin dotkniętych tragedią za niektóre wypowiedzi, reakcje bądź brak reakcji, gdy wydawała się wskazana. Chyba niesłusznie, bo nie potrafię wejść w te skóry (w te kevlary), przewidzieć własnej rozpaczy w podobnych sytuacjach. Musimy pozwolić ludziom odreagowywać wszelkie kataklizmy życiowe tak, jak uważają za stosowne, dopóki mieszczą się w dozwolonych prawem ramach.
Dziś ważne jest, żeby Krystiana nie zapomnieć. Siostra Martyna dwoi się i troi, czasem błądzi (kto bez winy niech rzuci kamieniem), ale wylansowała nastrojową piosenkę-balladę o zgasłej nagle gwieździe kochanego braciszka, żużlowca z krwi i kości, któremu nie dane było spełnić sportowych marzeń. Chwała jej za to i mediom, które podjęły temat. Tak nawiasem mówiąc, osobiście jestem zbudowany postawą prezesa KS ROW Krzysztofa Mrozka. W najtrudniejszych momentach był zawsze tam, gdzie tego wymagała potrzeba chwili. To chyba w ogóle jest tajemnica sukcesów prezesa. O upamiętnieniu Krystiana mówi się w Rzeszowie, skąd wyszedł z licencją, w Tarnowie, gdzie mieszkał i się wychował, ale i Rybnik miałby, myślę, coś do zrobienia - rzecz jasna w porozumieniu z pozostałymi ośrodkami, bliskimi śp. Krystianowi Rempale.
Proponuję (najlepiej w terminie wiosennym - majowym, bo to będzie rocznica) zorganizowanie Czwórmeczu Pamięci im. Krystiana Rempały w Rybniku, gdzie rywalizowałyby towarzysko ekipy Rzeszowa, Tarnowa, Rybnika i tzw. Reszty Świata, najlepiej z udziałem zaproszonych na tę okazję trzech mistrzów świata, których rewelacyjny Krystian zdołał w krótkiej karierze bezdyskusyjnie pokonać, tj. Grega Hancocka, Chrisa Holdera i Tai'a Woffindena. Zdruzgotany psychicznie, ale utrzymujący wciąż świetną formę fizyczną Jacek Rempała mógłby gościnnie wrócić do barw rybnickich (był bardzo lubianym zawodnikiem ROW-u w 2012 roku), a w zamian Kacper Woryna mógłby zastąpić Krystiana Rempałę w barwach Unii Tarnów. Za rok czwórmecz w Tarnowie, a potem w Rzeszowie. I tak rok za rokiem, na wieki wieków - niech Krystian w naszej pamięci żyć nie przestanie.
Byłby to gest potrzebnego całemu środowisku pojednania po burzy hejtów i brudnych w istocie swej oskarżeń. My wszyscy podobnego aktu zgody potrzebujemy, żeby nie zwariować.
Każdym opadłym liściem o godną pamięć cicho wołają dni listopadowe.
Stefan Smołka
Życie składa się z różnych kawałków...