Lwim pazurem: Posucha na rynku menedżerów. Golloba nie można wypuścić do rajdów

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka

- Na rynku żużlowych menedżerów, którzy mogliby z powodzeniem prowadzić pierwsze drużyny, jest posucha - pisze w felietonie "Lwim pazurem" Marian Maślanka.

Lwim pazurem to felieton Mariana Maślanki, byłego prezesa Włókniarza Częstochowa i cenionego eksperta.

***

W środowisku żużlowym funkcjonują obecnie trenerzy i menedżerowie. Oba terminy moim zdaniem warto rozróżnić. Trenerem jest dla mnie człowiek, który zajmuje się szkoleniem. Taką grupę ludzi w Polsce mamy. Na pewno nie jest idealnie. Mogłoby by być ich więcej, ale nie powiedziałbym, że jest wielka posucha. Taką widzę z kolei na rynku menedżerów. A za takich uważam osoby zdolne do prowadzenia pierwszego zespołu. Tacy ludzie mają często dodatkowe kompetencje. Zdarza się, że zarządzają finansami związanymi ze stroną sportową. W Polsce jest trochę miszmasz, bo wiele zależy od tego, na co pozwala zarząd z prezesem.

Menedżerami z prawdziwego zdarzenia są w mojej ocenie na ten moment Jacek Gajewski czy Marek Cieślak, chociaż ten drugi to już w ogóle inna historia. Jak się bowiem okazuje, potrafi być pomocny również w sprawach szkoleniowych. Skoro ktoś taki jak Jason Doyle mówi, że od opiekuna Falubazu był się w stanie czegoś jeszcze nauczyć, to o czymś to świadczy.

Generalnie jest jednak problem. Często pewni ludzie niepotrzebnie łączą obie wspomniane wyżej funkcje. Moim zdaniem należy je od siebie wyraźnie rozdzielić. Trener ma doprowadzać adepta do licencji, prowadzić go później przez rok jako juniora i oddać menedżerowi pierwszej drużyny. Wyglądalibyśmy wtedy jak każdy inny sport zawodowy.

ZOBACZ WIDEO Skład Stali Gorzów na sezon 2017!

Menedżerów na pewno brakuje. W Częstochowie szukają przecież do tej pory. Uważam jednak, że w niedługim czasie problem będzie można rozwiązać, jeśli podejdziemy odpowiednio do tematu. Znam wielu zawodników, którzy w nowej roli idealnie by się odnaleźli.

Na ten moment mógłbym wymienić Piotra Protasiewicza, Sebastiana Ułamka i Janusza Kołodzieja. Za wszystkimi przemawia doświadczenie, osiągnięcia, inteligencja, a poza tym są również bardzo komunikatywni, bo znają język angielski. Mają wszystko, żeby dobrze zarządzać pierwszymi zespołami. W przyszłości mogliby być gwiazdami w tym fachu. Na razie niech jeżdżą, bo wychodzi im to wciąż całkiem nieźle. Później jednak nie powinniśmy im dać odejść ze środowiska.

To samo należy zrobić z Tomaszem Gollobem. Nie wyobrażam sobie, żeby on uciekał z żużla do rajdów samochodowych. Wiem, że Dakar go ekscytuje, ale niech to będzie tylko przygoda, a nie codzienność. Wiedza Tomka nie może zostać niewykorzystana.

Teraz na rynku menedżerów jest dziura, którą za jakiś czas możemy zasypać. Są wartościowi ludzie, których trzeba namówić na odpowiednie ruchy po zakończeniu żużlowych karier.

Wtedy też może zmieni się filozofia prezesów. W minionym okresie transferowym w zdecydowanej większości budowali oni swoje zespoły bez udziału menedżerów. Szefowie klubów, którzy wykładają pieniądze, muszą mieć pewność, że ich ekipy będzie sklejać ktoś z wiedzą. Inna sprawa, że akurat tym razem można sytuację jeszcze wytłumaczyć, bo na rynku menedżerskim mieliśmy przetasowania. Jeśli połączymy to z przyspieszonym okienkiem transferowym, to trudno było działać w porozumieniu. Mam nadzieję, że mamy okres przejściowy, a za kilka lat pojawią się nowe nazwiska, które wniosą jakość.

Marian Maślanka

Kup bilet na PZM Warsaw FIM Speedway Grand Prix of Poland. KLIKNIJ i przejdź na stronę sprzedażową! ->

Źródło artykułu: