Towarzystwo Mirosława Cierniaka zniechęciło Janusza Kołodzieja? Prezes jest zdziwiony

WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Janusz Kołodziej
WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Janusz Kołodziej

Łukasz Sady jest zdziwiony, że zaproszenie Mirosława Cierniaka na rozmowy z Januszem Kołodziejem miało być czymś niestosownym ze strony klubu.

Prezes Unii mówi nam, że do całej sprawy najchętniej by się nie odnosił. Uważa, że temat startów Janusza Kołodzieja w tarnowskim klubie i związane z nim negocjacje został już wyczerpany. Sądzi, że to kwestia pomiędzy zarządem a żużlowcem. - Nie mam specjalnie ochoty na komentarz. Od razu podkreślam, że to nie klubowi zależy na wałkowaniu tematu. Odpowiadamy tylko na pytania dziennikarzy. Robimy to na ich wyraźną prośbę - mówi w rozmowie z portalem WP SportoweFakty Łukasz Sady.

Od tych pytań uciec jednak trudno, bo z obozu zawodnika docierają informacje, że Unia do rozmów z Kołodziejem niespecjalnie się paliła. Żużlowiec miał również liczyć, że więcej pieniędzy na klub wyłoży miasto i inni niż Grupa Azoty sponsorzy. Dodatkowo zniechęcić miało go zaproszenie na rozmowy trenera Mirosława Cierniaka, za którym Kołodziej, delikatnie mówiąc, nie przepada.

- Szczerze mówiąc, to pierwsze słyszę o złych relacjach Janusza i Mirka. Nic o tym nie wiem - tłumaczy Sady. - Nie jest prawdą, że klub "nie palił się do rozmów". Umówiliśmy się na spotkanie, na którym zawodnika i jego menedżera interesowało wiele spraw oprócz tematów stricte sportowych i finansowych. Tym samym dementuje informacje medialne, że klub nie rozmawiał o finansach. Temat poruszyłem dwukrotnie, jednak usłyszałem, że "o finansach dziś rozmawiać nie będziemy, może kiedyś w przyszłości. […] musimy mieć dwa tygodnie czasu, aby wszystko przemyśleć". Po dwóch tygodniach klub otrzymał odpowiedź, że zawodnik wybrał Unię Leszno i zdecydował się startować w najwyższej klasie rozgrywkowej. Przyjęliśmy to z żalem, ale uszanowaliśmy i zrozumieliśmy wolę zawodnika. Osobną kwestią jest to czy zawodnik, zatrudniony w klubie na podstawie kontraktu, swoistej umowie o pracę, powinien się martwić o zaangażowanie miasta, czy liczbę i jakość sponsorów. Unia Tarnów zawsze wywiązywała się i wywiązuje się w 100 proc. ze swoich zobowiązań wobec żużlowców i nie tylko. Nie miał więc Janusz ani nikt inny podstaw, aby nad tym dywagować, a tym bardziej tym się martwić. Unia Tarnów to klub solidny. Ze spokojną głową zawodnik mógł się skupić na przygotowaniu do sezonu, a następnie jak najlepszej jeździe - przekonuje Sady.

Prezes Unii przyznaje, że Mirosław Cierniak uczestniczył w rozmowach z Kołodziejem, ale nie widzi w tym nic niestosownego. - Uczestniczyli w nich obaj trenerzy - Paweł Baran i Mirosław Cierniak. Nie wiem, co w tym dziwnego, bo w podobny sposób działają inne kluby. Na negocjacje z zawodnikami zaprasza się radców prawnych, sztab szkoleniowy czy menedżerów. To jest coś normalnego. Miałem prawo skorzystać z pomocy szkoleniowców i to zrobiłem. Mogłem także zaprosić prawnika klubowego, czy przewodniczącego Rady Nadzorczej. Pretensje są dziwne. Na tej samej zasadzie mógłbym się obrazić, że Janusz czy jakikolwiek inny zawodnik przychodzi rozmawiać do nas ze swoim menedżerem, a przecież tego nie zrobiłem - podsumowuje Sady.

Janusz Kołodziej problemu ze znalezieniem nowego pracodawcy oczywiście nie miał. Chętnych było wielu, ale żużlowiec od początku preferował powrót do Fogo Unii Leszno.

Kup bilet na PZM Warsaw FIM Speedway Grand Prix of Poland. KLIKNIJ i przejdź na stronę sprzedażową! ->

KLIKNIJ i oddaj głos w XXVII Plebiscycie Tygodnika Żużlowego na najpopularniejszych zawodników, trenerów i działaczy 2016 roku! ->

ZOBACZ WIDEO Piotr Pawlicki: Nic nam nie mówili o Pedersenie, ale nie ma sprawy

Źródło artykułu: