Jedna z osób działających w żużlu powiedziała nam, że skarga na klub złożona do Trybunału PZM przez zawodnika będącego wierzycielem, to idealne wyjście dla stojących pod ścianą działaczy. Dług zamienia się w kwotę sporną i już nie ma, na przykład, problemu z uzyskaniem licencji. Kupuje się czas potrzebny na uzyskanie pieniędzy.
- Kiedy byłem działaczem to każda skarga zawodnika w Trybunale PZM była mile widziana. Dziś, kiedy pomagam żużlowcom, wściekam się na to rozwiązanie, bo to furtka dla klubów i możliwość ucieczki przed długami. Na jakiś czas, ale jednak - mówi nam były działacz jednego z żużlowych klubów.
W PZM stwierdzają, że każdy przepis można przedstawić w krzywym zwierciadle. Przyznają też jednak, że klub, w przypadku skargi zawodnika, któremu nie płaci, zamienia czasowo dług na kwotę sporną. Zresztą klub nie musi czekać na ruch żużlowca. Sam, pod byle pretekstem, może skierować sprawę do Trybunału PZM kupując sobie dodatkowy czas na spłatę. Może też sprowokować zawodnika nakładając na niego jakąś karę.
Przedstawiciele żużlowej centrali twierdzą jednak, że sztuczka z Trybunałem jest dobra na krótką metę. Na początku jest radość, ale po miesiącu, góra dwóch, jak już sprawa zostanie rozstrzygnięta, a wina klubu zostanie udowodniona, to działacze muszą płacić koszty z odsetkami. Wychodzi od 6 do 10 tysięcy, gdy sprawa dotyczy jednego żużlowca. Porażka w Trybunale oznacza też oczywiście konieczność spłaty zadłużenia.
Dla żużlowców zagranie z Trybunałem PZM nie jest już takie wesołe. Faktury dawno wystawione, podatki i VAT trzeba było zapłacić, a wpływów nie ma. To znaczy są, ale tylko na papierze.
ZOBACZ WIDEO Od dziecka marzył o tym, żeby zostać kapitanem
Ja kilka razy mialem problemy w otrzymaniem pie Czytaj całość
Musi? A ile "mus Czytaj całość