WP SportoweFakty: Cztery lata to szmat czasu. Zdecydowałeś się jednak podpisać tak długi kontrakt z Włókniarzem. Dlaczego?
Sebastian Ułamek: Bo nie chcę już szukać większych przygód w żużlu w innych miastach. Uważam, że wystarczająco się najeździłem i cieszę się na myśl o stabilizacji. W luźnych rozmowach od zarządu padła propozycja, czy nie chciałbym na dłużej związać się z Włókniarzem. Ponadto klub patrzy na moje zaangażowanie przyszłościowo. Cieszę się, że coś takiego usłyszałem i przyznam, że nie wahałem się podejmując decyzję. Chcę jeździć w moim mieście dla moich kibiców, zdobywać punkty i odnosić sukcesy.
Powiedziałeś o przyszłości. Czyli co, po tym kontrakcie zakończysz karierę i zostaniesz w klubie jako trener?
- Na razie trudno o tym mówić. Na pewno chciałbym wypełnić ten czteroletni kontrakt jako czynny zawodnik. Naturalnie w tym czasie będę służyć pomocą, jeśli zajdzie taka potrzeba. W międzyczasie chciałbym też pracować z młodzieżą.
Bo reprezentując klub z Rybnika miałeś epizod, kiedy pomagałeś świętej pamięci trenerowi Janowi Grabowskiemu w szkoleniu juniorów?
- Tak, to prawda.
I jak się czułeś w roli trenera a nie zawodnika, człowieka, który przekazuję wiedzę innym?
- Nie mam z tym problemów. Mam wrażenie, że daję sobie z tym radę. I w Rybniku i w Częstochowie słyszałem opinie młodych adeptów, że byli bardzo zadowoleni.
ZOBACZ WIDEO Pierwsze treningi i sparingi pokażą czy tor będzie ich atutem
Przez to, że sam jesteś zawodnikiem jest ci łatwiej w kontaktach z młodzieżowcami?
- Z mojego punktu widzenia, na pewno tak. Adept, czy już junior po licencji może na własne oczy zobaczyć to, co przekazywałem mu w teorii, gdy wsiądę na motocykl i wyjadę na tor. Mam też taki pomysł, aby w przyszłości podczas ewentualnej pracy z młodzieżą najpierw pokazać im, co ich motocykl potrafi, by później sami mogli z niego wyciągnąć to co najlepsze.
Ostatnio napisałem tekst dla naszego serwisu na temat niespełnionych częstochowskich talentów, zawodników, którzy mogli być między innymi twoimi następcami. Ty jednak możesz mieć następcę w postaci swojego syna, w przypadku którego przyznałeś, że interesuje go wiele sportów, w tym żużel.
- Nie ukrywam, że Dawid ma na pewno duże predyspozycje, ale wraz z małżonką nie za bardzo chcemy, aby poszedł tą samą drogą co ja i wybrał żużel. Ten sport ma dwie strony medalu. Jest pięknie jak się wygrywa, ale na własnej skórze przekonałem się o tej drugiej stronie. Mam tu na myśli kontuzje, a przecież dzieją się większe tragedie. W zeszłym roku Sławek Drabik i Maksym przeżyli spory dramat, na szczęście wyszli z tego, ale Maks doznał bardzo poważnej kontuzji. Byłem z nimi w kontakcie i zdaję sobie sprawę ile to daje bólu dla tego chłopaka, natomiast ojciec chyba cierpi podwójnie.
A gdy będzie naciskał? Przyjdzie do ciebie i powie: "tata, chcę być żużlowcem tak jak ty". Co wtedy?
- Czas pokaże. Nie zapieram się, że nie, ale w naszym rodzinnym domu staramy się go ukierunkować na inny sport, bezpieczniejszy. Jeździ już na crossie i motocyklu żużlowym. W tej chwili reprezentuje swoją szkołę w kilku dyscyplinach - piłce nożnej, koszykówce, rugby, ponadto jeździ też na łyżwach. Myślę, że spośród tych sportów któryś sobie wybierze.
Wspomniałeś na początku, że nie wahałeś się podpisując tak długi kontrakt. Na pewno? W końcu duże wyzwanie, bo starty w PGE Ekstralidze.
- Tylko wydaje się, że w pierwszej lidze jest łatwiej, ale tam też trzeba trzymać poziom. PGE Ekstraliga napompowana jest dość mocno, ale uważam, że stać mnie na dobrą jazdę w tej klasie rozgrywkowej. Oczywiście, nie każdy będzie robić komplety, zresztą skończyła się na nie moda. Poziom zawodników stał się tak wyrównany, że naprawdę każdy może wygrać wyścig i równie dobrze przyjechać do mety ostatni. Po rozmowach z działaczami podpisałem kontrakt, ale nie z nastawieniem, że mam być liderem drużyny. Moje zadanie to stanowić silną tak zwaną drugą linię. Mówię o tym głośno, chcę by kibice to wiedzieli, ale będę walczył o jak najlepszą pozycję w zespole. Kto wie, mogę przecież złapać formę i zdobywać mnóstwo punktów. Ale w stu procentach mam przede wszystkim sprawdzać się w roli zawodnika drugiej linii.
Tor wszystko zweryfikuje, ale póki co, na papierze, wydaje się, że twoim konkurentem do miejsca w składzie będzie Karol Baran. Co możesz na ten temat powiedzieć?
- Nie chcę tego komentować.
Jak ocenisz skład? Bo stawia się was w roli zespołu, który będzie walczyć o utrzymanie. Zresztą prezes Michał Świącik też bezpiecznie mówi, że celem jest zostanie w PGE Ekstralidze.
- Po podjęciu decyzji o startach w Ekstralidze, przez pewien moment wydawało się, że prezes Michał Świącik nie zmontuje dobrego zespołu. Gdy pojawiła się opcja występów w Ekstralidze i trzeba było udzielić odpowiedzi, prezes kontaktował się ze mną i pytał o moje zdanie. Powiedziałem wprost: "Michał, jakąkolwiek decyzję nie podejmiesz, jestem z tobą". Gdy postanowiono przyjąć zaproszenie do Ekstraligi, prezes zadzwonił mnie o tym powiadomić. Odparłem, że się cieszę i że podejmuję rękawicę. Wracając do pytania - był moment, że wyglądało to tak, że nie uda się pozbierać dobrych nazwisk. Była niepewność, że zawodnicy będą się bali podpisać kontrakt z Włókniarzem przez to, co wydarzyło się parę lat temu w wykonaniu poprzedników. Ale to było i udało się przekonać dobrych zawodników. Uważam, że zrobiono to na rozsądnych zasadach i zespół jest lepszy niż sam się spodziewałem.
A mógł być w tym zespole Nicki Pedersen, lecz było zagrożenie, że braknie 200 czy 300 tysięcy na pokrycie jego kontraktu.
- Niewarta skórka wyprawki. Skoro trzeba byłoby naciągnąć budżet to nie miałoby to sensu. Nie ma o czym mówić, zespół jest dobry.
Chwalisz sobie współpracę z zarządem. Czyli domyślam się, że w zeszłym sezonie, gdy startowałeś we Włókniarzu to wszystkie kwestie i finansowe i organizacyjne były w porządku?
- Dokładnie, bardzo sobie chwalę. W zarządzie są ludzie dobrze mi znani, z którymi miałem kontakt w trakcie swojej kariery. Gdy zaczynałem swoją przygodę z żużlem, obecny prezes Michał Świącik już w klubie był. Daniela Mleka i Jaromira Jarząba też dobrze znam. Jesteśmy na "ty", z racji wieku, stażu i zamiłowania do tego sportu.
Wrócę jeszcze do tego, co mógłbyś robić po zakończeniu kariery. Mówiliśmy o byciu trenerem, a teraz tak sobie myślę, że ty przecież zawsze miałeś dużo sponsorów, potrafiłeś "sprzedać się" w mediach, dbasz o swój wizerunek, PR, więc biznesowa smykałka jest. Może pójdziesz w tym kierunku i jak były siatkarz Sebastian Świderski, obecny prezes ZAKSY Kędzierzyn-Koźle, trafisz do zarządu Włókniarza?
- To już totalnie daleka przyszłość. Ale czemu nie? Zobaczymy, co ona przyniesie. Obecnie trenerem Legii Warszawa jest mi zaprzyjaźniony Jacek Magiera, który grał w Rakowie Częstochowa. Często zimą spotykaliśmy się na galach organizowanych przez Urząd Miasta, gdzie wręczano nagrody za osiągnięcia sportowe. Wówczas się poznaliśmy. Znamy się też z Piotrem Gruszką, nawet nasze małżonki cały czas utrzymują ze sobą kontakt. Obecnie z Jackiem Magierą rzadko się widzimy, ale miło jest, gdy widzi się go w telewizji jako pierwszego trenera Legii. Wówczas mogę powiedzieć: "to mój kolega" (śmiech). Co do tego co będę robić po zakończeniu kariery to jak już mówiłem, czas pokaże. Chciałbym się mocniej związać z Włókniarzem, stąd ten czteroletni kontrakt. Chcę dobrze punktować i chciałbym, by kibice mnie zrozumieli. Zamierzam być solidnym zawodnikiem przez przynajmniej te cztery lata a potem pomagać klubowi w jeszcze lepszym rozwoju.
Nie możesz się już doczekać wyjazdu na tor?
- W ubiegłym tygodniu wybrałem się na lód pojeździć, między innymi właśnie z moim synem, bo już chciałem usiąść na motocykl, więc tak, nie mogę się doczekać.
Jesteś zadowolony z tego jak przepracowałeś okres przygotowawczy?
- Tak, ale mówiąc szczerze, chciałbym, aby ta zima jeszcze potrwała z miesiąc. Bo trochę dużo się u mnie zadziało. Fakt startów w Ekstralidze i to we Włókniarzu dodatkowo mnie zmobilizował. Chciałbym się jeszcze bardziej doszlifować, ale pocieszam się tym, że liga startuje dopiero w połowie kwietnia. Mam zatem jeszcze trochę czasu.
Lech Kędziora was poprowadzi w Ekstralidze.
- Pracowałem z nim, bardzo w porządku człowiek. Myślę, że jest w stanie nas odpowiednio poukładać.
Pytałem trenera o to, kto zostanie kapitanem drużyny. Poczuwałbyś się do takiej roli?
- Mówiąc szczerze, nie wiem czy tak czy nie. To będzie decyzja zespołu. To jest odpowiedzialna rola, mimo że niektórzy ją bagatelizują. Moim zdaniem trzeba sobie zdawać sprawę z powagi tej funkcji. Według mnie to nie jest formalność. Byłoby miło zostać kapitanem, ale to też dołożyłoby dodatkową presję.
Rozmawiał: Mateusz Makuch
Nie zapominajmy o tym oceniając jego jazdę...
Historia to tożsamość każdego klubu...
Pzdr.
Dlatego zastanawiam się, czy czteroletni kontrakt to sentyment do klubu a może jednak Czytaj całość