Tobiasz Musielak chwali sobie ROW. Damian Baliński pomógł mu wejść do zespołu

WP SportoweFakty / Jakub Janecki / Tobiasz Musielak
WP SportoweFakty / Jakub Janecki / Tobiasz Musielak

W sezonie 2017 Tobiasz Musielak będzie startował w barwach ROW-u Rybnik. Wychowanek leszczyńskiej Unii jest zadowolony, że w drużynie będzie miał Damiana Balińskiego. - Dzięki niemu było mi łatwiej wejść do zespołu - mówi.

WP SportoweFakty: Co ostatnio dzieje się u pana, na jakim etapie są przygotowania do sezonu?

Tobiasz Musielak: Można powiedzieć, że powoli będziemy już hamować z przygotowaniem fizycznym. W środę byłem pierwszy raz na crossie. Pod tym kątem chcemy teraz działać.

[b]

Jak wyglądały pańskie przygotowania?
[/b]
- Trening siłowy, taki mniej dynamiczny, a teraz kończymy już treningi szybkościowe. W ogóle jest ich coraz mniej. Przez całą zimę od poniedziałku do piątku ćwiczyłem dwa razy dziennie, a do tego w sobotę raz. Trochę tego było. Teraz mamy praktycznie po jednych zajęciach każdego dnia. Nie ma co przesadzać, bo nie chciałbym się też przetrenować.

Metody przygotowań były stare i sprawdzone czy nowe?

- W zeszłym roku miałem inny tryb przygotowań, bo Unia Leszno testowała crossfit. W tym roku nie trenuję z Unią Leszno, ale zostałem przy crossficie. Moim partnerem jest studio treningu personalnego w Lesznie, Transformers. Mam więc crossfit, Transformers oraz trochę karate. Dochodzi do tego piłka, ale to już tylko rekreacyjnie. Od dwóch lat wszystko idzie sprawdzonym tokiem.

Crossfit ostatnio zyskuje na popularności. Dlaczego zdecydował się pan akurat na taką formę?

- W crossficie fajne jest to, że dużo ćwiczy się interwałowo. Poprzez crossfit można dobrze zrobić kondycję. W tym momencie raczej jednak siadamy na crossówki, żeby przyzwyczaić ręce do tych wszystkich wybojów i dziur. W studiu Transformers mamy właśnie dosyć dużo wspomnianych wcześniej interwałów.

ZOBACZ WIDEO Marek Cieślak i Jarosław Hampel nie czytają wypowiedzi Roberta Dowhana. Tak jest lepiej

Zmienił pan środowisko. Jak odnajduje się pan w realiach nowego klubu?

- Zostałem fajnie przyjęty w Rybniku. Wiadomo, jest to Śląsk, więc ludzie są dla mnie bardzo w porządku. Mam rodzinę na Śląsku, więc tym bardziej cieszę się, że tam trafiłem. Wpływ na to miał też Damian Baliński. Cieszę się, że on został w Rybniku, bo fajnie być z nim w jednym zespole. Jestem zadowolony z tej zmiany.

Miał pan już chrzest w drużynie?

- Raczej takich rzeczy nie było. Z Kacprem Woryną znamy się z młodzieżowych zawodów. "Szumina" to dusza towarzystwa. Z "Griszą" też spotykaliśmy się nie raz. Z Damianem znam się już więcej lat, dzięki czemu było mi łatwiej wejść do zespołu. To nie jest tak, że mam nową drużynę i nikogo w niej nie znam. Wszystkich po troszku znam. Z chłopakami widzieliśmy się już po kilka razy. Teraz będziemy się widywać na treningach.

Czy oprócz przejścia do nowego klubu zaszły u pana jeszcze jakieś zmiany?

- Sprzętem cały czas będą zajmowali się dla mnie pan Ryszard Kowalski i pan Jan Andersson w Szwecji. Tutaj nic się nie zmieniło. Nie ma u mnie rewolucji. Do wszystkiego podchodzę ze spokojem. Emocjonalnie było raczej od pierwszego do piętnastego listopada, kiedy zmiany transferowe były wprowadzane. Teraz jest spokój.

W listopadzie telefon dzwonił kilkanaście razy dziennie?

- Nie tak dużo, choć było kilka telefonów, również z Nice PLŻ. Miałem kilka propozycji, ale ta z Rybnika najbardziej mi się spodobała. Jestem w Rybniku i jest ze mną Damian. To mnie bardzo cieszy.

Wiadomo, że wszystko zweryfikuje tor, ale jakby pan na papierze ocenił potencjał ROW-u?

- Ja nie jestem od tego. Moim zadaniem jest robienie punktów na torze. To jest moja rola. Nie chcę się wdawać w takie dywagacje. Wiadomo, że w Ekstralidze każda drużyna jest bardzo mocna. Żaden klub nie odstaje.

Wielu zawodników chwali lub gani koncepcję zakładającą posiadanie więcej seniorów niż miejsc w składzie. Jak pan do tego podchodzi?

- Z perspektywy klubu jest to jakieś zabezpieczenie przed kontuzjami i gorszą dyspozycją. Dla zawodników nie jest to koniecznie lepsze. Wiadomo, że o skład trzeba walczyć, ale z reguły jest to raczej zdrowa rywalizacja. U nas na razie się tego nie odczuwa. Jest bardzo fajna atmosfera, a to się ceni. Nie wiem, jak jest w innych zespołach.

[b]

Stawia pan przed sobą jakieś cele indywidualne?
[/b]
- Oczywiście, że tak.

Jakie?

- Cele są dla mnie. Chciałbym przede wszystkim przejechać sezon cało i zdrowo oraz robić masę punktów. To są moje główne zadania. Pozostałe cele nie są jakoś sprecyzowane, bo jeśli w każdych zawodach będę robił powyżej ośmiu czy dziesięciu punktów, to wszędzie będę awansował i będę mógł być zadowolony. Chciałbym pokazywać się z dobrej strony w każdych zawodach. Jeśli chodzi o kwalifikacje do różnych turniejów, to już jest w mojej głowie.

W ligach zagranicznych ma pan kontrakt tylko z Elit Vetlanda. Planuje pan jazdę także w innych krajach?

- Nie wykluczam, że w połowie sezonu lub trochę później pojeżdżę w Anglii. Może wydarzyć się tak, że jakiś klub do mnie zadzwoni. Przy zwiększonej liczbie spotkań w Anglii, trochę mnie to może nie odrzuciło, ale nie chciałem aż tylu spotkań jeździć. Miałem propozycję powrotu do Wolverhampton, ale nie chciałem jechać 50 spotkań w samej Anglii. Wiem, że to jest bardzo męczące. Jeździłem tam już, więc wiem, jak to wygląda. Polska i Szwecja to dla mnie optymalne rozwiązanie do połowy sezonu. Potem nie wykluczam kilkunastu meczów w Anglii.

Rozmawiał Mateusz Lampart

Źródło artykułu: