Jarosław Galewski: Kibice w Polsce nie wiedzą o tobie zbyt wiele. Czy zechciałbyś opowiedzieć o sobie w kilku zdaniach?
Josh Grajczonek: Tak naprawdę niezbyt wiele można o mnie mówić (śmiech). Na pewno wiele do myślenia daje moje nazwisko, które brzmi jak polskie. Jest to związane z tym, że moi dziadkowie są Polakami. Wiem, że wyjechali do Australii podczas drugiej wojny światowej. Od tego czasu bez przerwy tutaj przebywają. Co ciekawe, cały czas mówią po polsku. Angielskiego używają jedynie w sytuacji, kiedy jesteśmy ze sobą wszyscy razem. Jeżeli chodzi natomiast o moją znajomość języka polskiego, to znam kilka słów, które są bardzo popularne w środowisku żużlowców i mechaników (śmiech). Powiem jednak szczerze, że nie używa się ich zbyt często w normalnej rozmowie.
Zdecydowałeś się na starty w Ostrowie. Jak doszło do podpisania kontraktu?
- Powiem szczerze, że od samego początku bardzo optymistycznie spoglądałem na propozycję z Ostrowa. Otrzymałem także oferty z kilku klubów drugoligowych, ale uznałem, że jazda w pierwszej lidze będzie dla mnie znacznie ciekawszym wyzwaniem. Wierzę, że dzięki mojej decyzji stanę się znacznie lepiej i agresywniej jeżdżącym zawodnikiem.
Jakie są twoje oczekiwania w związku z nadchodzącym sezonem w Polsce?
- Jak z pewnością się orientujesz, mój angielski klub rozgrywa swoje mecze w niedziele. To znacznie ogranicza moje ewentualne wyprawy do Polski. Planuję jednak wystąpić w kilku imprezach w Ostrowie. Należy pamiętać, że podpisałem z tym klubem dwuletni kontrakt i właśnie z tego powodu liczę, że w kolejnym sezonie będę miał znacznie więcej okazji do startów.
Jak poważnie traktujesz polską ligę?
- W tej chwili trudno o tym mówić z powodu mojej sytuacji w Anglii. Jestem jednak całkowicie przekonany, że w niedalekiej przyszłości będę gotowy do występów na polskich torach w każdą niedzielę. Co do planów na rozpoczynający się sezon, to chciałbym przede wszystkim jeździć bez kontuzji. Wtedy będę mógł zrealizować wszystkie cele, które znajdują się w mojej głowie.
Czy kiedykolwiek byłeś w Polsce?
- Przyjechałem do Polski w 2007 roku, żeby zobaczyć, jak wygląda rywalizacja w waszym kraju. Nie miałem wprawdzie okazji do jazdy, ale pamiętam, że mogłem zobaczyć jak moi rodacy walczą w Częstochowie podczas nieoficjalnego finału Drużynowych Mistrzostw Świata w miniżużlu. Później udałem się na finał Drużynowego Pucharu Świata do Leszna.
Czy to prawda, że współpracujesz z byłem żużlowcem ostrowskiego klubu, Adamem Jaziewiczem?
- Tak, to prawda. Nie da się ukryć, że Adam bardzo mi pomógł w podpisaniu kontraktu z ostrowskim klubem. To naprawdę świetny gość, który niesłychanie pomaga mi z wszystkim sprawami dotyczącymi kontraktów.
Jak rozpoczęła się twoja przygoda ze sportem żużlowym?
- Na samym początku uprawiałem motocross. Miałem wtedy 10 lat. Później, bo w wieku 12 lat, pojawiła się pierwsza szansa spróbowania swoich sił na żużlu. Właśnie wtedy pokochałem ten sport i tak zostało już do dzisiaj. W efekcie nie wyobrażam sobie, żebym mógł przestać jeździć.
Czy tak młodemu chłopakowi jak ty trudno jest uprawiać sport żużlowcy w kraju, gdzie ta dyscyplina nie jest szczególnie popularna?
- Żużel w Australii nie jest aż tak popularnym sportem. Nie mamy tylu okazji do startów co żużlowcy w Polsce, Szwecji czy też Anglii. To wszystko sprawia, że bardzo trudno stać się dobrym zawodnikiem. Pamiętam, że na samym początku posiadałem dwa motocykle i co miesiąc podróżowałem na południe kraju, żeby mieć okazję do częstszych startów. Jeżeli chodzi o kwestie sponsorskie, to większość moich sponsorów jest z Australii, ale – co jest warte podkreślenia – w tym roku udało mi się nawiązać współpracę z kilkoma firmami z Anglii. Przede wszystkim jednak w tym miejscu chciałbym podziękować mojemu ojcu, któremu zawdzięczam bardzo wiele. Kiedy byłem młodym chłopakiem tata dał mi wszystko, czego potrzebowałem i nie oczekiwał niczego w zamian. Mam jednak wielką nadzieję, że kiedy tylko stanę się bardziej doświadczonym zawodnikiem, będę w stanie mu się odpłacić za okazane mi wsparcie.
Jakie jest twoje największe marzenie związane z uprawianiem sportu żużlowego?
- Niemal każdy zawodnik chce zostać pewnego dnia najlepszym żużlowcem na świecie. Powiem jednak szczerze, że ja nie mam konkretnych oczekiwań związanych z uprawianiem sportu żużlowego. Przede wszystkim chciałbym, żeby przygoda z żużlem dostarczyła mi jak najwięcej radości. Jestem przekonany, że w dalszym ciągu będę kochał to, co robię. Jeżeli uda się jeszcze wywalczyć mistrzowski tytuł, to będę nawet kimś więcej niż szczęśliwym człowiekiem. Traktuję jazdę na żużlu bardzo poważnie, ale nie chcę przy tym stracić przyjemności z robienia tego, co kocham.