Jerzy Mordel wytoczył proces raperowi, który nagrał o nim piosenkę. O byłym żużlowcu Motoru Lublin znowu zrobiło się głośno. W latach 90. Mordel zasłynął nie tylko jazdą, ale i wywiadem, jakiego udzielił lokalnej telewizji i redaktorowi Witoldowi Miszczakowi. - Trema mnie zjadła. Nic nie mówiłem, a on już nie wiedział, jak mnie podejść. Dziś można się z tego pośmiać - przyznaje Mordel.
Wywiad Miszczaka z Mordelem to jeden z największych żużlowych hitów YouTube’a. Protekcjonalne pytania dziennikarza, w tym słynne: "zadowolony jest nasz Jurek Mordel", oraz odpowiedzi speszonego żużlowca w stylu "tak" i "raczej tak", wciąż bawią. - Kiedyś kamery nie wchodziły w każdą dziurę parku maszyn, więc człowiek nie miał takiego obycia - przyznaje Mordel. - Później zdarzyło mi się jeszcze mówić dla telewizji, z pewnością wypadałem lepiej.
Te-Tris w swojej piosence nawiązuje do tamtego wywiadu Mordela z Miszczakiem. I choć żużlowiec z dystansem mówi o tamtej rozmowie, to rapera nie może zrozumieć. - Dlaczego ja? - pyta wprost, a kiedy przytaczamy słowa linii obrony o partykule wzmacniającej, która ma być wyrazem podziwu dla niego, to on tego nie kupuje. - Dlaczego moje imię i nazwisko szarga? Podziw? Niech sąd rozstrzygnie. Moja racja jest inna niż jego. Zobaczymy - ucina temat.
Na żużlu jeździł 19 lat. Tworzył z Dariuszem Śledziem jedną z lepszych par juniorskich w Polsce. Wielkiej kariery ostatecznie nie zrobił, a wicemistrzostwo Polski zdobyte z Motorem jest jego największym sukcesem. Kiedyś jednak śpiewano o nim inne piosenki niż ta, którą stworzył Te-Tris. "Mordel Jerzy, wzór młodzieży" – skandowali kibice widząc żużlowca w akcji. - Może byłem wzorem do naśladowania, a może dobrze się rymowało i ludzie podłapali - zauważa Mordel.
Miał to szczęście, że jeździł w jednej drużynie z wielkim Hansem Nielsenem. Duński mistrz był pierwszą zagraniczną gwiazdą, która trafiła do polskiej ligi. - Nie miał jednak dla nas za dużo czasu, bo co przyjeżdżał, to był oblegany przez sponsorów i kibiców - wspomina były zawodnik Motoru. - Wpadał dwie godziny przed zawodami, potem szybko wyjeżdżał. W trakcie meczu zajmował się sobą. Zdarzało się, że pożyczaliśmy mu motocykle. Wyciągał z nich więcej niż my. Z kolei na sprzęcie Nielsena jeździł Kępa, ale wyniku na nim nie zrobił.
O swojej jeździe Mordel mówi, że lepiej startowało mu się na wyjazdach niż u siebie. - Byli zawodnicy swojego toru, a ja byłem żużlowcem obcych torów. Poza wicemistrzowskim tytułem z Motorem większych sukcesów nie miałem. Chociaż długo byłem najlepszym żużlowcem Motoru w Indywidualnych Mistrzostwach Polski. W 1993 roku zająłem piąte miejsce w finale w Bydgoszczy. Przebił mnie czternaście lat później, zajmując czwarte miejsce, Daniel Jeleniewski.
Z motocykla zsiadł 10 lat temu. Pracuje w firmie swojego byłego sponsora Zdzisława Czarnego. - Powiedział, że jak nie będę miał co robić, mogę przyjść - mówi Mordel. - Prowadzimy usługi hydrauliczne. Jak dom budują, to robimy wszystko od podstaw. Lubię to. Moja specjalność to obsługa koparki i ciężarówki. Można powiedzieć, że dalej jeżdżę.
Na stadionie żużlowym bywa. - Rzadko, bo żużel raz w Lublinie jest, a raz go nie ma - stwierdza. - A jak już przyjdę na stadion, to mało co widzę, bo z wnukami się bawię. Zdecydowanie wolę oglądać mecze w telewizji. Wygodniej. Tylko dym jest w domu, bo niedzielne transmisje zaczynają się o czternastej, a kończą wieczorem.
Mordel uważa, że żużel obecnie nie różni się za wiele od tego, który był 10, czy 20 lat temu. - Jest bardziej kolorowo i bezpieczniej. Może jeszcze sprzęt się bardziej wyrównał, bo nie trzeba mieć nie wiadomo jakich umiejętności i można wygrywać z najlepszymi. Kiedyś były motocykle z przydziału i trzeba było mieć szczęście. Jednak, jak słyszę, że żużel stał się szybszy, to się z tego śmieję. Czasy biegów są nieznacznie lepsze od tego, co było.
Redaktor Miszczak w słynnym wywiadzie pytał Mordela między innymi o to, czy "żona zadowolona". My również o to spytaliśmy. Wiadomo, że żużlowa kariera jest niebezpieczna, ale skoro nasz bohater ją skończył, to pytanie wydawało się retoryczne. - Idąc do domu, można się potknąć, przewrócić, uderzyć głową i zrobić sobie krzywdę. Niemniej w domu zadowoleni. I ja też zadowolony. Jakoś to życie leci - kończy.
ZOBACZ WIDEO Falubaz musi spełnić jeden warunek. Wszystko w rękach Hampela