Piotr Olkowicz. Pan z telewizora: Jest forma i głód ścigania u Zmarzlika i Pawlickiego (felieton)

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Fogo Power Team. Bartosz Zmarzlik i Piotr Pawlicki
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Fogo Power Team. Bartosz Zmarzlik i Piotr Pawlicki

Kiedy wracałem z turnieju Speedway Best Pairs przyszły mi do głowy słowa piosenki toruńskiego skądinąd zespołu Kobranocka. "Piszę do Ciebie list z pola boju, piszę do Ciebie po śmierci".

W tym artykule dowiesz się o:

Pan z telewizora to cykl felietonów Piotra Olkowicza, telewizyjnego komentatora, który jako pierwszy zrobił wywiad z Tomaszem Gollobem po zdobyciu przezeń tytułu mistrza świata.

***

Żeby jednak nie było zbyt patetycznie, na początek krótkie wspomnienie Pawła Zarzecznego, postaci niebanalnej, nietuzinkowej, jak mawiają wtajemniczeni, króla polskiego dziennikarstwa sportowego i nie tylko.

Trzeba Wam wiedzieć, że zawsze cenił żużel. Miał tak od dawien dawna, kiedy zaprzyjaźnił się ze ś.p. Robertem Rymarowiczem. Z jego udziałem Robert trafił w ogóle do świata mediów, publikując teksty o czarnym sporcie w gazecie "Nowy Świat". Był kiedyś taki dziennik na początku lat dziewięćdziesiątych. Rymarowicz, tak jak wiele innych osób, również Pawła skutecznie zaraził żużlem, więc On to zawsze rozumiał.

Kiedy Paweł pojawił się przed laty w redakcji sportowej C+, wniósł tam wiele ożywienia, pozytywnego fermentu. Przegadując ileś godzin o Gollobie i szlace, zawsze można było usłyszeć wiele ciekawych uwag wygłaszanych z nieco innej perspektywy, i tym samym złapać do wielu zagadnień niezbędny dystans. Jego nauki, jako nieco starszego kolegi po fachu, zawsze były światłe i zwyczajnie pożyteczne.

Kiedy był bardziej mobilny spotykaliśmy się na treningowych gierkach na bocznych boiskach Legii, szykując formę na tradycyjny zimowy turniej piłkarski w Suwałkach. Podczas tego wyjazdu poznaliśmy się lepiej. Było ciężko, ba, wyczerpująco, ale wesoło. Jak to zwykle z Pawłem...

ZOBACZ WIDEO Daniel Kaczmarek liczy na rady Grega Hancocka

Odkąd zabrakło na tym świecie Rymarowicza, ze sprawami żużlowymi zwracał się do mnie. Tak było kiedy wrócił do branży po życiowych perypetiach, w barwach "Dziennika". Szybko zażądał kontentu żużlowego. Doszło do tego, że zrobiliśmy któregoś razu całą rozkładówkę, czyli dwie pełne kolumny. Okraszone, jak pamiętam, ciekawym wywiadem z Jarosławem Hampelem. Takie rzeczy nie zdarzały się często w ogólnopolskiej prasie. Niedługo potem losy rzuciły Go do nowo-powstałego "Polska The Times" i scenariusz się powtórzył. Paweł miał, przy moim skromnym udziale, swój niewątpliwy wkład w promowanie żużla na forum ogólnokrajowym.

Ostatni raz mieliśmy okazję dłużej pogawędzić niecały rok temu na meczu, podczas którego zadymiony został doszczętnie PGE Narodowy. Paweł dworował w swoim stylu z rac, których na tym stadionie w ogóle nie było. Młoda hostessa, która częstowała piwem, dostała z kolei od niego powołanie na konsultantkę od spraw współczesnego języka młodzieży na potrzeby scenariusza filmu, który właśnie pisał. Maila do współpracownicy zapisał w swojej encyklopedycznej głowie. Epilogu tej historii możemy się tylko domyślać.

Bez Pawła będzie mniej kolorowo, smutno, ale cóż… Cześć Pamięci Wielkiego Redaktora.

Sezon zainaugurowany, pary odjechały. Co wiemy? Nasza młodzież z Grand Prix weszła w sezon z godnym podziwu wykopem. Imponująca wygrana, zwłaszcza finał wskazują, że forma jest podobnie, jak spory głód ścigania. Piotr Pawlicki i Bartosz Zmarzlik zapewniają, że w GP dojdzie do tego jeszcze aspekt ich wzajemnej rywalizacja i to ich dodatkowo nakręci.

Na razie w parach nakręca ich mecenas Adam Goliński. Umiejętnie buduje emocje w teamie Fogo Power, zarządza robiąc "burzę mózgów". I znowu wygrywa. Nie puszczał na tor Przemysława Pawlickiego, ale skoro nie było takiej potrzeby. Dzięki temu, że miał wolne, opowiedział mi w samych superlatywach o współpracy z Tomkiem Skrzypkiem. Okazuje się, że ten wojownik mówi braciom to samo, co kiedyś tata Piotr Pawlicki. Ale teraz, jako, że jest to ktoś z zewnątrz i z takim bagażem życiowych doświadczeń, to to działa, bo oni zupełnie inaczej go słuchają.

Zadebiutował nowy team fabryczny Eko-Dir Speedway Team. Na razie wynik daleki od oczekiwań, zatem jest co poprawiać. Najważniejszym punktem w ich wykonaniu był prawdziwy powrót po kontuzji Maksyma Drabika. Widać, że młody dziarsko się odpycha, chociaż sylwetka na motocyklu jeszcze nie tak powyginana jak jeszcze parę miesięcy temu. A propos sylwetki i wygibusów ze zmianami, tekst wieczoru. - Sławek, kto teraz u Was jedzie? Wzrok Drabika seniora, którego przynajmniej ja nie potrafię jeszcze opisać. - Kto? Chłopaki. Ale najważniejszy jest wiatr!

Skoro o powrotach warto odnotować jak szybki jest znowu Jason Doyle. Elektryczny na starcie, ale śmiało poczynający sobie na trasie, w miejscu gdzie pół roku temu legł w gruzach jego plan przywdziania mistrzowskiej korony. Australijski kompan Max Fricke również na plus. Może wkrótce ustabilizować formę na bardzo wysokim poziomie.

Objawienie imprezy - Kai Huckenbeck. Jego numer 744 jest już pewnie w notesach wielu menadżerów szukających wzmocnień w majowym okienku. Jedzie skutecznie, mądrze i dojrzale. Szuka kolegów, blokuje rywali. Rozmiar ekstraligowy? Kolejny Niemiec w GP? Jeszcze z rok rozwoju w takim tempie i Huckenbecka będzie można próbować bez obawy o wstyd tam przymierzać.

Rezultat Nice Racing również bez szału. Huśtawka formy Krzysztofa Kasprzaka i Antonio Lindbaeck. Czary menadżera Adama Krużyńskiego na nic się zdawały, kiedy brakowało armat. Nie zachwycił też rezerwowy. Choć Adrian Miedziński, jak już wszedł do akcji, rozgrzał najbardziej lekko marznącą publikę. Wiatr, jakiego narobił ścigając się dziko i radośnie z Piotrkiem Pawlickim będzie hulał po Motoarenie aż do następnego razu.

Piotr Olkowicz

Komentarze (0)