Zawody na PGE Narodowym dostarczyły kibicom wielu emocji. Tylko w kilku wyścigach kolejność ustalona została tuż po starcie. Ostatecznie, po zaciętej walce z Maciejem Janowskim, finał wygrał Fredrik Lindgren. - Szacunek dla Maćka, że pojechał tak dobre zawody. W końcówce zabrakło naprawdę niewiele, by ostatecznie wygrał. Nasi polscy zawodnicy świetnie rozpoczęli to Grand Prix i jechali niesamowicie. Później czegoś zabrakło i w decydujących biegach o ich gorszych pozycjach zadecydowały detale - ocenia ekspert naszego portalu, Wojciech Dankiewicz.
Słowa uznania należą się bez wątpienia Fredrikowi Lindgrenowi. Szwed zdobył najwięcej punktów podczas rundy Grand Prix w Krsko, a teraz stanął na najwyższym stopniu podium. - Dobrze, że w tej rywalizacji najlepszych jest ktoś nowy. Przecież jeszcze rok, dwa lata temu nikt nie stawiał Lindgrena w jednym szeregu z Woffendenem czy Doylem. Nie wiem jak ten sezon się dla niego skończy, ale wszyscy muszą go traktować bardzo poważnie. Wielu żużlowców musi zazdrościć mu silników, na jakich jeździ - stwierdza były prezes Unii Leszno, Rufin Sokołowski.
Lindgren jest obecnie liderem klasyfikacji generalnej SGP. Nie ulega wątpliwości, że tajemnica sukcesu szwedzkiego żużlowca to silniki GRT. - Fredrik to ciekawa osobowość, a fakt, że współpracuje z Marcelem Gerhardem tylko dodaje smaczku tej sytuacji. Widzieliśmy jak z jego wyników cieszył się w Warszawie Joonas Kylmaekorpi, a i sam Gerhard był do jego dyspozycji. Lindgren ma świetne silniki i dobrze współpracujący zespół ludzi. Może zajechać na tym daleko. A co do wspomnianego tunera, to nie zdziwię się, jeśli inni żużlowcy, mający problemy z GM-ami, zaczną zaraz do niego telefonować - kwituje Dankiewicz.
ZOBACZ WIDEO Żużel to robota i zabawa. Oto cały Bartosz Zmarzlik