Powroty do przeszłości to cykl felietonów Stefana Smołki.
***
Moje typy na złotą kadrę to Patryk Dudek, Maciej Janowski, Przemysław Pawlicki, Bartosz Zmarzlik i… Janusz Kołodziej - mentor, przykład pozytywnej adrenaliny.
Jak to drzewiej w drużynowym czempionacie na świecie bywało mówi nam wyczerpująco najnowsza książka leszczyńskiego wydawnictwa Danuta pt. "Drużynowy Puchar Świata (2009-2016)", krok po kroku, skrupulatnie ukazująca szczegóły i perypetie poszczególnych rund, z dokładnymi wynikami ekip i zawodników. Jest to druga (na dziś kończąca temat) część DPŚ, zaś piąta w ogóle pozycja ujmująca historię rozgrywek reprezentacji żużlowych świata, zapoczątkowanych z polskiej inicjatywy w 1960 roku. Skarb kibica w najdosłowniejszym tego słowa znaczeniu.
Kto na przykład wie, że liderem Polaków w dorobku medalowym DPŚ jest Jarosław Hampel? Zdobył sześć złotych trofeów DPŚ, przy pięciu Tomka Golloba (także Krzysztofa Kasprzaka). Gdy chodzi o złote punkty w zwycięskich finałach, to Hampel (81 pkt.) również wyprzedził Golloba (61). Jeśli jednak spojrzymy całościowo na światowe rozgrywki drużynowe od samego początku, to Tomasz Gollob wyprzedza Jarosława Hampela, obaj mają bowiem po sześć złotych medali na koncie, ale Gollob ma dodatkowo cztery srebrne przy dwóch Hampela. W piętnastu finałach ze swoim udziałem Gollob zdobył imponującą liczbę 211 punktów, co byłoby światowym rekordem, gdyby nie fenomenalny Hans Nielsen, który zgarnął 19 medali DMŚ, w tym 11 złotych (do tego multum w MŚP i IMŚ). Duńczyk dzierży więc palmę pierwszeństwa. Zdobył w finałach światowych 265 punktów, ale w latach 1986-1987 rozegrano aż trzy turnieje finałowe, niestety bez Biało-Czerwonych.
[color=#000000]
Do pierwszej dziesiątki najlepiej punktujących Polaków w złotych finałach drużynowych, poza Gollobem i Hampelem wchodzą także Krzysztof Kasprzak (39 złotych punktów), Rune Holta (34) Andrzej Wyglenda (33), Piotr Protasiewicz (24), Andrzej Pogorzelski (21), Antoni Woryna (20), Patryk Dudek (17) i Janusz Kołodziej (13). Po lipcowym szczycie w Lesznie ta "10" może wyglądać inaczej, bo spory dorobek mają już Maciej Janowski (12), Bartosz Zmarzlik (11) i Piotr Pawlicki (10). Godzi się dodać, iż podczas dawnych finałów DMŚ każdy zawodnik mógł zaliczyć co najwyżej cztery wyścigi, więc i możliwości zdobyczy punktowych były mniejsze. Ostrożnie więc z tymi klasyfikacjami opartymi na suchych statystykach, gdyż ewidentnie "krzywdzą" starych mistrzów. [/color]
[color=#000000]Znakomity dziennikarz i fotoreporter Jarosław Pabijan (pozdrawiam, Jarku!), który zjechał świat i był wszędzie, przy okazji poprzedniego tomu DPŚ trafił w sedno. Stwierdził: "Trudno uwierzyć, ale są rzeczy, których nie ma w Internecie…", a chwilę później dodał: "[…] Historia czarnego sportu to dla mnie urywki. Obrazy. Migawki. Flesze... kolejne dzieło Wiesława Dobruszka poukłada mi to wszystko na właściwe miejsca we wspomnieniach". Dokładnie tak to działa, jak mówi Jarek.
Starannie edytorsko opracowana książka redaktora Dobruszka prowadzi nas przez ostatnie lata drużynowych zmagań na świecie, prezentuje plejadę znakomitych żużlowców oraz ich dokonania na jakże prestiżowym, by nie powiedzieć chwalebnym, polu walki pod barwami narodowymi. Czytamy o nich, widzimy twarze herosów, charakterystyczne sylwetki podczas zaciekłej walki na stalowych rumakach. Wszystko widać jak na dłoni dzięki doskonałym jakościowo zdjęciom. Słowem, przednia lektura, a atrakcyjne wydanie sprawia, że jest to także ozdoba półek w domowych biblioteczkach. Tak zresztą, jak i inne książki tego wydawnictwa. Gorąco polecam tę pozycję dostępną wysyłkowo (informacje na www.ksiazkizuzlowe.pl), w niektórych księgarniach i na koronach wybranych stadionów podczas imprez żużlowych.
Pozwolę tu sobie na garść gorzkich refleksji. Zniechęcenie autora i wydawcy sięga zenitu. Bo ileż można? Wszechobecna komercja spycha działających na granicy opłacalności zapaleńców na margines - to fakt. Wiesław Dobruszek coraz trudniej dostaje zgodę na wolny handel książkami na stadionach, nieraz traktowany jest jak intruz, choć przecież wszystko względem fiskusa jest u niego lege artis - zgłoszona działalność, podatki itd. A już brak informacji, w krótkich komunikatach spikerów na stadionach, o możliwości nabycia książek o żużlu, trudno nazwać inaczej niż ignorancją.
Informacji na stadionach, z małymi wyjątkami, totalnie brak. Pewnie nie spiker tu winien, lecz główny organizator wyznaczający osobę do poszczególnych funkcji, w tym spikera zawodów. Za tym powinny iść stosowne instrukcje. Widzowie obecni na stadionie nie mają świadomości, co dzieje się poza torem. Zasługują na informację. Od tego jest spiker sprawozdawca, żeby informować - nie tylko o kolorach kasków. Niejeden z widzów, zwłaszcza tych rzadziej obecnych, chętnie by sobie kupił skarb książkowy na lata, gdyby wiedział o takiej możliwości. Szeroko rozumiane środowisko żużlowe, funkcjonując w swej, kurczącej się niestety zatrważająco, światowej niszy, winno się solidarnie wspierać, a nie wzajemnie marginalizować. Jeśli będzie inaczej, to niebawem połknie nas szlachetny krykiet, zręczne bierki czy zmyślne warcaby. Z wyścigami szczurów już dano mamy na noc.
To nie jest normalne, że do oferującego swoją krwawicę autora i zarazem wydawcy atrakcyjnych żużlowych książek na niektórych stadionach ze strony organizatorów podchodzi się gorzej niż do handlarza piwem czy grillowaną kiełbaską, nic nie ujmując tym pracowitym sprzedawcom. Efekt? Długie kolejki za piwem (tym samym do WC) i za kiełbasą, a prawie zero ruchu przy książkach, nieraz prezentujących miejscowych idoli w całej ich krasie. Czy o to chodzi?
To smutne, zwłaszcza dla atrakcyjnie w książkach spisanych, startujących w zawodach bądź siedzących na trybunach, owych bohaterów - sponiewieranych zmilczeniem. Chyba nie warto powtarzać, że to się zwyczajnie nie godzi?
Stefan Smołka
ZOBACZ WIDEO MPPK jednak bez obcokrajowców?
[/color]