Dariusz Ostafiński: A jednak warto pracować (komentarz)

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Piotr Pawlicki
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Piotr Pawlicki
zdjęcie autora artykułu

Pamiętam 2010 rok i toruńską Motoarenę, która oszalała ze szczęścia, kiedy na podium wchodzili Tomasz Gollob, Jarosław Hampel i Rune Holta. W Dauagavpils mieliśmy powtórkę tamtego dnia. To był ten "Beautiful Day", o którym śpiewał kiedyś Bono z U2.

Powinienem zacząć od polskiego podium, albo od nowego lidera Patryka Dudka, ale ten pierwszy akapit będzie dla zwycięzcy z Łotwy, Piotra Pawlickiego. Zimą wykonał tytaniczną pracę. Schudł, porzucił hulaszcze życie i skupił się na sporcie. Jednak wyników nie było. Piotr mógł nawet pomyśleć "po co mi to było". W końcu, kiedy w przeszłości wrzucał na luz, to zdarzało mu się osiągać dobre wyniki. Przed wyjazdem do Daugavpils była pokusa, żeby do tego wrócić. SGP Łotwy pokazało jednak, że warto być mnichem i warto pracować.

Dobrze, że turniej w Daugavpils zakończył się polskim podium. To pozwoliło nam zapomnieć o dziurach, tumanach kurzu i dziwnych torowych przypadkach. Gdyby nie te nasze "młode wilczki" to moglibyśmy załamać ręce i zacząć narzekać na amatorszczyznę i niemoc organizatorów, którzy nie radzili sobie ani z nawierzchnią, a i maszyna startowa nastręczała im problemów. Naprawdę głupio to wyglądało. Po warszawskich salonach zostaliśmy brutalnie sprowadzeni na ziemię.

Dudek liderem, to brzmi dumnie, ale przecież eksperci mówili, że ten zawodnik może w tym roku powalczyć o medal. Trochę się dziwiłem, myślałem że zanim do tego dojdzie, to Patryk musi jeszcze nabrać trochę doświadczenia. Jak się okazuje, nie musi. Ręce może zacierać szwedzki tuner Jan Andersson, bo znowu ma lidera cyklu. Na prostą wychodzi też jednak Flemming Graversen. Dwóch zawodników w finale (Pawlicki, Jason Doyle), wygrana Pawlickiego, to daje do myślenia.

Brawa dla Macieja Janowskiego. Za hart ducha, bo wyobrażam sobie, że w drugiej fazie zawodów musiało mu być strasznie ciężko. Jeśli obolały po upadku Bartosz Zmarzlik nie potrafił zejść z motocykla, to co musiało się dziać z Janowskim, który w pechowym dla Polaków 17. biegu nie tylko fatalnie upadł, ale jeszcze oberwał niechcący od Mateja Zagara. Maciej potwierdził, że Warszawa nie była jednorazowym wyskokiem, a silnik Ryszarda Kowalskiego nadal jest mocny.

ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody

Źródło artykułu: