Nie da się ukryć, że poprzednie dwa sezony Tobiasz Musielak może spisać na straty. Przełomowy miał być dla niego transfer do ROW-u Rybnik, gdzie od początku kreowano go na krajowego lidera drużyny. Tymczasem wychowanek Fogo Unii Leszno w pierwszych trzech meczach tego sezonu zdobył zaledwie pięć punktów.
Teraz jednak Musielak może odetchnąć z ulgą. Przynajmniej na razie. W niedzielę w Toruniu (ROW przegrał 37:53) zdobył 10 punktów i wraz z Grigorijem Łagutą ciągnął wynik drużyny. Dobra forma przyszła nagle i zdaje się, że zaskoczyła nawet samego zainteresowanego. - W czwartek w Rawiczu i teraz w Toruniu spiąłem mocniej laczek o jedno kółeczko. I tyle jeśli chodzi o rewolucje - śmiał się po meczu. - A tak całkiem poważnie, to naprawdę nie zmieniłem właściwie nic. Staram się jednak nie podpalać - dodał.
Wynik zawodnika ROW-u mógł być bardziej okazały, gdyby nie taśma, jaką zanotował w swoim czwartym biegu. - Żałuję tej taśmy. Startowałem z kiepskiego pola i chciałem się wstrzelić. Ale co tam, taki wynik brałbym przed meczem w ciemno. Tym bardziej, że wygrałem ostatni wyścig z Holderem i Hancockiem startując spod bandy. Wspaniała sprawa - zaznaczył.
Drużynie ROW-u brakuje w tym sezonie trochę szczęścia. Jak zawodził Musielak, to wspaniałą formą błyszczał Kacper Woryna. Teraz ten drugi mocno spuścił z tonu, a na dodatek kontuzji nabawił się Fredrik Lindgren. - W poprzednich meczach brakowało moich punktów i liczę, że w końcu wszyscy się zgramy i pojedziemy równo, tak jak przeciwko ekipie z Grudziądza. Oby tylko kontuzje nas omijały. Kto wie, co by się działo, gdyby był z nami Fredrik Lindgren... - zastanawiał się 24-latek.
Kolejny mecz rybniczanie odjadą już w najbliższą niedzielę przeciwko Fogo Unii, czyli byłemu i macierzystemu klubowi Musielaka. Idealna okazja aby podtrzymać dobrą dyspozycję.
ZOBACZ WIDEO: Rafał Jackiewicz został porwany. "Założyli mi reklamówkę na głowę i wywieźli do lasu"