Żużlowiec oskarża Polaka o przywłaszczenie. Chodzi o 26 tysięcy złotych

WP SportoweFakty / Tomasz Kordys / Na zdjęciu: Dawid Stachyra
WP SportoweFakty / Tomasz Kordys / Na zdjęciu: Dawid Stachyra

Cristian Zubillaga twierdzi, że został oszukany przez polskiego żużlowca Dawida Stachyrę. Miał mu przelać pieniądze na sprzęt, z czego Polak się nie wywiązał. Stachyra częściowo się przyznaje.

Cristian Zubillaga przyleciał do Europy w maju. Jedną z osób, która stała za sprowadzeniem 19-letniego Argentyńczyka do Polski jest właśnie Dawid Stachyra, zawodnik II-ligowego Stal-Met Kolejarza Opole.

Panowie poznali się zimą w Ameryce Południowej. Wówczas Stachyra miał zaproponować kilku Argentyńczykom przyjazd do Polski.

- Stachyra ukradł mi pieniądze. To złodziej - ostro formułuje oskarżenie Zubillaga. - Moja rodzina wysłała mu 7 tysięcy dolarów przed moim przyjazdem do Polski. Miał kupić mi motocykl. Obiecał, że będzie to bardzo dobry i szybki sprzęt, z którego będę zadowolony. Okazało się jednak, że ten motocykl w ogóle nie był kompletny i brakowało w nim wielu części - dodaje Argentyńczyk. Stachyra jednak nic nie ukradł. Co najwyżej, mógł nie wywiązać się z umowy.

O co konkretnie chodzi? Stachyra za 7 tysięcy dolarów (ok. 26 tysięcy złotych) miał przygotować motocykl Zubilladze pod starty na europejskich torach. W tym celu udał się do Rafała Haja, głównego mechanika Grega Hancocka. - Dawid faktycznie wziął u mnie jeden silnik po Gregu Hancocku i kilka części - mówi nam Haj. I właśnie o te części toczy się spór.

Otoczenie Zubillagi twierdzi, że Stachyra powkładał do motoru jakieś swoje, zużyte części, a obicia i zasłony wziął dla niepoznaki za grosze od teamu Nickiego Pedersena. - Jak chłopaki rozkręcili motocykl, to po numerze seryjnym okazało się, że rama jest z 2008 roku - twierdzi Sławomir Gawron, menedżer argentyńskiego żużlowca.

- Jak kupujesz sprzęt, nigdy nie wiesz, co jest w środku - odpowiada Stachyra.

- W dodatku brakowało gaźnika. To nie wyglądało na sprzęt za 7 tysięcy dolarów - stwierdza Gawron.

Podobno Zubillaga początkowo nie dostał w zamówionym sprzęcie tej niezbędnej części. Spieszyło mu się jednak, więc dodatkowo przelał na konto Stachyry ok. 600 dolarów. - Ale nie otrzymałem ani gaźnika, ani też Stachyra nie zwrócił mi za to pieniędzy. Pisałem mu wiadomości przez dwa miesiące, ale nie odpisał - twierdzi żużlowiec z Ameryki Południowej.

Dawid Stachyra przyznał nam, że faktycznie nie zwrócił pieniędzy za gaźnik, który miał dostarczyć kontrahentowi. - Tak, jestem mu dłużny. Dałem ciała. Miałem na koncie przygotowane dwa i pół tysiąca złotych, ale zablokowane zostały moje środki na koncie. Nie jeżdżę ostatnio w Opolu i nie zarabiam, więc jest mi naprawdę cholernie ciężko. Wciąż ciągną się za mną problemy po tym jak miałem kontakt w Wybrzeżu Gdańsku i nie dostałem większości środków. Inne osoby zalegają też mi. Jak tylko dostanę wypłatę, to zwrócę mu pieniążki - zapewnia 32-letni żużlowiec.

Pozostałe zarzuty Zubillagi są już zdaniem Stachyry wyssane z palca. Zawodnik Kolejarza żałuje, że zaangażował się w pomoc 19-latkowi. - Chciałem chłopakowi pomóc, a on teraz opowiada takie rzeczy. Przyjechał tu sam i nic nie miał. Pozwałbym go do sądu, ale jest już na drugim końcu świata. Mam faktury za zakup sprzętu, mogę je przedstawić - twierdzi Stachyra.

Zubillaga w poniedziałek wyjechał z Polski, zabierając ze sobą „trefny” ekwipunek. - Wracam do domu z jakimś gó...em, a nie motocyklem - kończy junior z Argentyny.

Źródło artykułu: