Przebłyski świetnej jazdy Grzegorza Zengoty widać było już paręnaście dni temu we Wrocławiu. W niedzielę przeciwko częstochowianom po raz pierwszy w tym sezonie ligowym przekroczył natomiast granicę dziesięciu "oczek". Był szybki i przypomniał wszystkim o czasach, gdy był mocnym punktem drugiej linii.
- Często jest tak, że zawodnik potrzebuje po prostu regularnych startów i zaufania. Zengota odżył, bo jego sytuacja jest teraz komfortowa. Wszystko dlatego, że z powodu kontuzji wypadł Nicki Pedersen. Nie wiadomo kiedy Duńczyk wróci, więc Grzesiek może spać spokojnie. A to przekłada się na wyniki - ocenia ekspert i były trener, Jan Krzystyniak.
Zengota jest teraz w zupełnie innym miejscu niż na początku sezonu. Wówczas był jedynie rezerwowym i menedżer Piotr Baron dał mu szansę w lidze dopiero pod koniec maja. Od tej pory, z meczu na mecz, dostrzec można w jego jeździe progres.
- Zawodnikowi nie jest łatwo, gdy ma bicz nad swoją głową. Wtedy jego wartość spada. Tak było właśnie z Grześkiem. On przystępował do tego sezonu, wiedząc, że jest zagrożony i może być rezerwowym. Mówi się, że miał słabe silniki, ale uważam, że psychika też miała wpływ na jego gorszą postawę - zaznacza Krzystyniak.
W przypadku dalszego progresu Zengoty, brak Nickiego Pedersena nie będzie w Lesznie aż tak odczuwalny. Zwłaszcza, że Duńczyk nie prezentował przed kontuzją wysokiej formy. - Unia straciła Pedersena, ale jak na ironię losu, odzyskała innego zawodnika. Mam tu na myśli rzecz jasna Zengotę. Nie zdziwię się, jeśli teraz, po odbudowie, będzie najmocniejszym punktem drugiej linii, a może i kimś więcej - kwituje były trener.
ZOBACZ WIDEO Wysoka wygrana polskiej husarii. Zobacz skrót meczu Polska - Rosja [ZDJĘCIA ELEVEN]