Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Dziesięć lat temu mieliśmy wielki, reprezentacyjny przełom.
Piotr Żyto, były asystent trenera kadry: W 2006 roku odpadliśmy w barażu, odszedł trener Stanisław Chomski i powstała całkiem nowa reprezentacja. Pojawił się Marek Cieślak z dwoma asystentami. Jednym z nich byłem ja, drugim Mirosław Kowalik. Założenie było takie żebyśmy się przyuczali. Istotne było to, że za organizacją sportową poszły pieniądze. W 2006 nie było kasy na hotel, drużyna nie mogła zostać na finale. Piotr Szymański, który wówczas został nowym przewodniczącym GKSŻ, zorganizował kasę na sprzęt, koszulki i noclegi.
Jak to wyglądało od środka?
Początki nie były proste, bo jeszcze w trakcie półfinału w Vojens każdy był sam dla siebie. Zabraliśmy się jednak za integrację. Marek wziął pod skrzydła zawodników, ja opiekowałem się mechanikami poszczególnych teamów. Chodziło o to, żeby zaczęli wymieniać się uwagami, współpracować, stanowić drużynę. Wielką rolę w procesie budowy zespołu odegrał oczywiście Tomasz Gollob. Pamiętam, jak po półfinale w Vojens wszyscy cieszyli się z awansu do barażu, a Tomek się wściekał mówiąc, że przecież przegraliśmy.
Wszystko skończyło się szczęśliwie, bo zdobyliśmy złoto.
I to był duży sukces, bo Dania i Australia miały mocne teamy, dużo mocniejsze niż teraz. Teraz Dania jest tak słaba, że przegrywa z Andrzejem Lebiediewem, ale dziesięć lat temu walczyliśmy z nimi do ostatniego biegu. Były emocje. Pamiętam, że Grzegorza Walaska rozbolała głowa i musiał go zastąpić Damian Baliński.
Faktycznie Walaska bolała głowa, czy tylko udawał, żeby można było zrobić zmianę?
Prawdopodobnie miał problemy. Musieliśmy to zgłosić do polskiego lekarza, ten potwierdził kłopot i na tor mógł wyjechać Baliński, którego tak bardzo chcieli miejscowi kibice, bo wówczas finał, podobnie jak w tym roku, odbywał się w Lesznie. Walczyliśmy do końca. Sprawę złota załatwił w ostatnim biegu Gollob.
ZOBACZ WIDEO Maciej Janowski: Ostatnie dni przed finałem będą bardzo pracowite (WIDEO)
Dziś mamy zawodnika na ostatni wyścig?
Myślę, że Patryk Dudek dałby radę. On jest najbardziej odporny z naszych reprezentantów, więc nadaje się na te przełomowe wyścigi. Ja bym na niego postawił. Bartosz Zmarzlik? Na razie nie radzi sobie ze stresem, więc tu bym nie ryzykował.
Dziesięć lat temu jechał Rune Holta. Teraz nie musimy się ratować zawodnikami z zagranicznym paszportem.
Holta miał nie jechać, ale Cieślak przekonał wszystkich, w tym Golloba, do tego, żeby jednak Rune dostał szansę. I Holta zamknął wszystkim buzie swoją postawą na torze. Dziś nie potrzebujemy takiego wsparcia.
Dziś mówi się, że tylko Polska B może wygrać z pierwszą reprezentacją.
Na gorsze się wszystko zmieniło. Choć półfinał w Vastervik był ciekawy. Zrobiono trochę przyczepniejszy tor i jakie świetne ściganie było. A u nas komisarze, twardo, betonik i jak coś nie tak, to zawodnicy nie chcą jechać. Zaczynamy się zachowywać jak panienki.
To nie jest jednak najpoważniejszy problem żużla.
Największy jest taki, że ubywa dobrych zawodników. Greg Hancock pożegnał się z reprezentacją i nie ma teamu USA, a kiedyś to była potęga. Duńczyków nie ma. Szwedzi niby jadą, ale kiedyś mieli dwunastu zawodników, co biją się o skład, a obecnie raptem kilku. Nie ma Niemców, Czechów, Australia po kontuzji Warda i wobec słabszej jazdy Holdera, też straciła moc.
A gdyby zrobić DPŚ co dwa lata? Na przemian z mistrzostwami świata par.
Trzeba zrobić cokolwiek, bo medale w DPŚ tracą na wartości. Dziesięć lat temu była wielka radość, byliśmy u prezydenta, a dziś to spowszedniało. Nie dość, że wygrywamy w cuglach, to jeszcze robimy całą masę imprez w Polsce. U nas jest wszystko, bo nie tylko Grand Prix i DPŚ, ale i też SEC i pary. Kibicowi już trochę to zbrzydło. Nic dziwnego, że ludziom nie chciało się przyjść na inaugurację SEC na Motoarenie.
Polska hegemonia zaczyna być problemem?
Myślę, że tak. Teraz mamy w Grand Prix czterech zawodników. Za chwilę będzie sześciu, ośmiu i zrobią się z tego mistrzostwa Polski. My będziemy się cieszyli, ale to będzie zagłada żużla, który zawsze był niszowy, ale to co dzieje się dziś przeraża bardzo mocno. We Francji coś ruszyło, ale Austria, Węgry, czy Włochy, gdzie kiedyś były niezłe ośrodki, dziś nie mają nic. To samo z Niemcami i Czechami. Szkoda, że Jawa przestała produkować na wielką skalę, bo kiedyś była tańsza i dostępniejsza. Wtedy też Czesi mieli większą liczbę zawodników.
O to, czy zdobędziemy złoto nawet nie pytam, bo to wydaje się oczywiste.
Byłoby dużą niespodzianką, gdybyśmy nie wygrali. Trzeba jednak pamiętać, że cuda w sporcie się zdarzają. Pokazał to Szymon Woźniak, pokazali Łotysze.