Bez Hamulców 2.0, to cykl felietonów Dariusza Ostafińskiego, redaktora WP SportoweFakty.
***
Przypomnę tylko, że po drugiej lub trzeciej jedynce Piotra Pawlickiego w finale IMP, Marek Cieślak stwierdził wymownie, że teraz to on się musi zacząć bacznie zawodnikowi przyglądać. A potem jeszcze wyjaśniał, śmiejąc się przy tym, że Jarosław Hampel jest mu potrzebny na wypadek, gdyby któryś z zawodników dostał rozwolnienia. Można to różnie zrozumieć, więc na przyszłość zalecam szkoleniowcowi większą wstrzemięźliwość w słowach. Potem nie trzeba będzie bronić.
Docierają do mnie głosy, że ubezwłasnowolniliśmy naszego eksperta Jana Krzystyniaka. Podobno wkładamy mu w usta wygodne dla nas stwierdzenia. Skomentuję sprawę krótko: większej bzdury nie słyszałem. Zasadniczo takie gadanie obraża nas i naszego eksperta, który zawsze szedł pod prąd. Oczywiście, można się z nim nie zgadzać, też nie podpisałbym się pod wszystkimi jego stwierdzeniami, ale to nie znaczy, że należy go dyskredytować, względnie odbierać mu głos.
W ogóle jakieś bardzo delikatne jest to żużlowe środowisko. Niby sport dla twardzieli, a tak wyczulone, że głowa boli. Przecież media są od tego, żeby dyskutować o wszystkim, wiercić dziurę w brzuchu, drążyć nawet te tematy, które są bardzo niewygodne. Dlatego podobało mi się stwierdzenie Tomasza Skrzypka, mentora Piotra Pawlickiego, że na jego podopiecznego cała ta burza wokół jego osoby (pisanie, mówienie, że może w kadrze na DPŚ powinien zastąpić go Jarosław Hampel) kompletnie nie działa. Najwyżej mobilizuje. Pozwoliłem sobie nawet na żart, że dzień przed finałem tak przyłożę Piotrowi na naszych łamach, żeby odpowiedział pięcioma trójkami. Oczywiście nie zrobię tego, ale pokusa jest, skoro to mobilizuje.
Ostatnio naszła mnie taka refleksja, że choć cyrk DPŚ kręci się już tyle lat, to FIM ciągle robi reprezentacjom pod górkę. Rezerwowy na okoliczność samych zawodów jest, ale co zrobić, jak się chce wymienić żużlowca na dzień, dwa przed turniejem. Trzeba by oszukiwać, bawić się w fikcyjne rozwolnienia, czy bóle głowy, które na dokładkę skutkują tym, że chory musi pauzować przez trzy dni po imprezie. O ileż prościej byłoby, gdyby trenerzy powoływali minimum 6-osobową kadrę, tak jak to zrobił trener Cieślak, i w dniu półfinału, barażu, finału ogłaszali kto jedzie. Byłyby jeszcze dodatkowe atrakcje dla mediów i kibiców.
ZOBACZ WIDEO Powrót żużla do stolicy? PZM gotów pomóc (VIDEO)
A w ogóle, to trzeba zmusić FIM i BSI, żeby zrobiły DPŚ na przemian z parami. DPŚ traci na wartości i prestiżu. Polska hegemonia jest fajna, ale tylko z naszego punktu widzenia. Oczywiście, możemy się podniecać, jacy to jesteśmy mocni, możemy prężyć muskuły, ale na końcu zostaniemy sami w tym naszym małym grajdołku. Nawet tak mocni niedawno Duńczycy już nie potrafią dotrzymać nam kroku. W półfinale w Vasterwik podopieczni Hans Nielsen zwyczajnie się zbłaźnili. I jeszcze ta uśmiechnięta mina Hansa przed biegiem dodatkowym. Wolałem płaczącego Szymona Woźniaka.
Mistrzostwa świata par dałyby nam tymczasem szansę na ponowne poszerzenie geografii żużla. Kilka nacji ma jednego dobrego zawodnika, a to już jest szansa na medal. Skoro sam Andrzej Lebiediew wciągnął 4-osobowy skład Łotwy do barażu, to co zrobiłaby taka reprezentacja, gdyby liczyły się punkty tylko dwóch zawodników. A Czesi z Vaclavem Milikiem. Na pewno byłoby gorąco. Nam byłoby oczywiście trudniej, ale z drugiej strony, takie złoto zdobyte w parach, miałoby szczególny smak.
Oczywiście w sobotę trzymam kciuki za to, żeby impreza w Lesznie udała się od A do Z. Leszczyński tor gwarantuje emocje. Natomiast Marek Cieślak, Piotr Pawlicki, Maciej Janowski, Bartosz Zmarzlik, Patryk Dudek i Bartosz Smektała, to nazwiska, które gwarantują sukces. I chcę dodać, że to jest także moja reprezentacja. Pewnie, że napisałem kilka dni temu, żeby dawać Hampela do kadry, ale skoro szkoleniowiec uznał inaczej, to nie będę rozdzierał szat. Inna sprawa, że nawet jeśli któryś z naszych żużlowców coś zawali, to i tak nie odbije się to na końcowym wyniku.
Nie byloby mi do smiechu ale moze tez reag Czytaj całość