Tylko Motor, to cykl felietonów Tomasza Dryły, najlepszego żużlowego komentatora w Polsce.
***
Od Grunwaldu, przez Kircholm, Kłuszyn, Stoczek, Racławice, Lwów, Warszawę, aż po Wiznę i Monte Cassino. Ale nie jest tylko tam, gdzie wojaczka. Jako pierwsza była zimą na dziesięciu ośmiotysięcznikach. Dumnie wisiała na Grandstand podczas najbardziej prestiżowych wyścigów motocyklowych na Wyspie Man. Jak bierzecie ślub, to też tam jest.
Wiecie już o czym mówię, prawda? O Fladze Polski. O naszym najważniejszym symbolu. Nie chcę uderzać w patetyczne tony, pisząc o pradziadach przelewających krew, relikwiach skrywanych przed wrogiem, jak największy skarb itp., bo nie każdy czuje w ten sposób. Dla mnie Flaga wiele znaczy. Jest piękna i utożsamiam się z nią. Tak zostałem wychowany.
Myślę, że większość kibiców ma podobnie. Skoro rozwieszają na każdych zawodach żużlowych mnóstwo flag, to pewnie są one dla nich ważne. Dlatego nie rozumiem, czemu tak ochoczo je dewastują... Czemu są tak pomazane i czemu to właśnie Flaga często staje się przestrzenią manifestacji sympatii klubowych, miejskich, personalnych itd. Czasem, kiedy widzę na trybunach dziesiątki sztandarów wymazanych sprejem, albo flamastrem, mam wrażenie, że nasi to już nie "biało-czerwoni", a "biało-czerwono-czarni"...
Tylko na finale DPŚ w Lesznie i w szwedzkiej Malilli wypatrzyłem flagi "ubogacone" o napisy: Elbląg, Górsk, Koźmin Wielkopolski, Leszno, Gorzów, Unia, Kożuchów, Grudziądz, Lublin, Krosno, Gorzów - Zmarzlik, Ostrów, Zaniemyśl, Drobnin, Rawicz, Koszalin, Zalesie Rębowo, Magic Wrocław, Skalmierzyce, Bruczków, Piter Pan, Świętochłowice, Szklary. Tylko te sobie zanotowałem tak naprawdę. Po co to? Nie rozumiem... Żeby pokazać, skąd się dotarło na zawody? Żeby nazwa miejscowości była widoczna? Dla kogo? Owszem, ja też jeżdżąc na różne turnieje z kumplami czułem imperatyw, by pokazać wszystkim, skąd jesteśmy - wtedy kupowaliśmy w ciuchlandzie prześcieradło i hulaj dusza - różne dziwne ekspresje na nim wyczynialiśmy. Ale nigdy na fladze narodowej, na miłość boską... Na DPŚ nie jestem Lubelakiem, tylko Polakiem. W moim domu czyściutka Flaga leży sobie ładnie poskładana w oddzielnej szufladzie, bo czuję, że tak powinno być. Że to nie jest zwykły kawał szmaty, do cholery.
ZOBACZ WIDEO Zobacz na czym polega praca kierownika startu
Żeby było jasne - nie ma dla mnie znaczenia miejscowość, której nazwa jest wymalowana na fladze. Napisy "Pcim Dolny" i "Warszawa" szpecą Flagę jednakowo. Więcej - niszczą ją nawet napisy "Magic" i "Gollob". Flaga ma bardzo jasno określone barwy, proporcje i sposób prezentowania. Wiecie, że każdy z nas zgodnie z prawem może ją wywiesić przed swoim domem dopiero od 2004 roku?! Ale trzeba to zrobić godnie. Nie wolno Jej szargać. Nie powinno się Jej owijać na ręce trzymającej kufel piwa. To znaczy - można. Wszystko można. Można tłumaczyć, że w świecie kibiców flaga nabiera innego znaczenia, że jest trofeum, totemem, albo innym wynalazkiem. Że malowanie po niej to tak naprawdę wyraz szacunku i inne bzdury. Felietony też na szczęście można jeszcze pisać.
Nie kojarzę, który naród przy okazji zawodów sportowych bazgrze po swojej fladze tak chętnie, jak my. Pomijam fakt, że to jest karalne, bo mnie samego wiele przepisów mało obchodzi. Ale mam wrażenie, że w tym przypadku to nie ustawy powinny decydować co można, a czego nie można, tylko nasze sumienie, honor, duma i poczucie przynależności narodowej. I może jeszcze wyczucie smaku. W heraldyce biel oznacza czystość duchową, czerwień - krew, waleczność i odwagę. Nie wiem, co oznacza czarny flamaster, napis "Rębowo", czy "Piter Pan". Nasza Flaga jest piękna. Nie potrzebuje żadnych dodatków, by wyrażać najważniejsze polskie cnoty. W wyobraźni widzę stadion pełen czystych, świeżych biało-czerwonych. Rany - jakie to byłoby cudowne!
Kiedyś miałem okazję siedzieć w boksie Ducati podczas rundy World Superbike na torze w Imoli (którą zresztą pod polskim sztandarem wyzwolili żołnierze Andersa, a gdzie dziś stoi pomnik słynnego niedźwiedzia Wojtka). Największą gwiazdą teamu był wtedy Carlos Checa, który przez lata ścigał się w MotoGP, wygrywając kilka wyścigów. Nagle, nie wiadomo skąd, obok pojawili się kibice z mnóstwem flag. Chcieliśmy nagrać wszystkie, ale nie sposób było objąć je jednym ujęciem. Zapytałem ich - po co wam aż tyle transparentów. Odpowiedzieli - jak to? Na tych wychwalamy Carlosa, na tych jest nazwa naszego miasta, a te to flagi Hiszpanii! Niby proste. Po sezonie 2012 w WSBK nagrywałem przy herbacie wywiad z mistrzem świata, Kenanem Sofuoglu. Przy herbacie, bo przesympatyczny (ale tylko poza torem, to trochę taki wyścigowy Pedersen) Kenan jest prawdopodobnie jedynym z osiemdziesięciu milionów Turków, który nie lubi kawy. Potem przyszli do niego kibice, prosząc o autografy na fladze. Sofuoglu delikatnie dał im do zrozumienia, że mazać po fladze się nie godzi. Rozumiecie? Dla niektórych to jest naprawdę ważny symbol.
Czy się czepiam? Nie wiem. Oczywiście mógłbym co tydzień pisać jakiś tekst szumnie nazwany felietonem, w którym opisywałbym to, co wszyscy widzieli i doskonale wiedzą. Że Zmarzlik wygrał w pięknym stylu, Polska jest najlepsza, a jakaś drużyna przegrała któryś tam mecz z rzędu i co teraz. Aha - i że ważna będzie postawa juniorów. Tylko po co? Czy kogoś to naprawdę interesuje? Nie sądzę. Felieton wg mnie powinien wnieść coś ciekawego, uruchomić dyskusję, może sprowokować? W najbardziej optymistycznym wariancie chciałbym, żeby skłaniał do refleksji. Zamiast dwunastu tekstów o niczym, wolę napisać jeden o tym, co dla mnie ważne. A Flaga Polski jest ważna. Tak samo ważna w dniu święta narodowego, które niedawno obchodziliśmy i tak samo ważna będzie na GP w Gorzowie.
Ostatecznie do tekstu sprowokowała mnie flaga, którą zobaczyłem na drugim łuku w Malilli. Na biało-czerwonej widniał napis "Grudziądz fuck isis". Może i "fuck isis", ale chyba nie tak, co...?