Tomasz Dryła. Tylko Motor: Klub Cynicznych Egoistów (felieton)

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Nicki Pedersen
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Nicki Pedersen

Żeby odnieść sukces w motorsporcie trzeba być szybkim, szalonym, twardym, upartym i pracowitym. Warto też być bezczelnym. A już naprawdę opłaca się być egoistą. Myśleć tylko o sobie, swoich celach, prywatnych interesach. Ja, ja, ja i jeszcze raz ja!

W tym artykule dowiesz się o:

Tylko Motor, to cykl felietonów Tomasza Dryły, najlepszego żużlowego komentatora w Polsce.

***

Jest taka scena w "Ogniem i mieczem", kiedy posłowie Bohdana Chmielnickiego składają pismo na ręce Jeremiego Wiśniowieckiego. Grany przez Aleksandra Wysockiego Suchoruka kłania się polskiemu księciu, bo pokłonić się musi, ale całą swoją postawą zdradza, jak nieznośny to dla niego obowiązek. Niby ciało się zgina, ale dusza pręży się dumnie i woła "wolałbym z diabłem się układać, niźli z tobą, Lachu". Znakomita scena i wspaniałe aktorstwo. Kilka razy widziałem taką postawę u sportowców i to w chwilach, gdy naprawdę mieli sporo powodów do radości, ale brakowało tego najważniejszego - kiedy mieli wejść na podium, a najwyższe jego miejsce nie było przeznaczone dla nich. Uwielbiam takich skurczybyków.

Żeby odnieść sukces w motorsporcie trzeba być szybkim, szalonym, twardym, upartym i pracowitym. Warto też być bezczelnym. A już naprawdę opłaca się być egoistą. Myśleć tylko o sobie, swoich celach, prywatnych interesach. Ja, ja, ja i jeszcze raz ja!

Jest wiele utartych zwrotów, którymi często żonglujemy komentując sport. "Trzeba umieć przegrywać". Bo to szlachetna postawa, docenienie klasy rywala, szacunek dla niego i inne takie. A ja właśnie na swój sposób szanuję tych, którzy przegrywać zupełnie nie potrafią. Są tacy! I dodają swoim dyscyplinom szczególnego uroku. Jakim trzeba być zawziętym, pewnym siebie draniem, żeby uważać, że wszystko należy się tylko tobie!? Trzeba być egoistą. Skrajnym egoistą. Może tacy nie są najprzyjemniejsi, ale z doświadczenia wiem, że często są przynajmniej szczerzy.

Tadeusz Błażusiak był na szczycie enduro prawie 10 lat i przez ten czas nie nauczył się przegrywać ani trochę. Fakt - nie miał zbyt wielu okazji do ćwiczeń, bo blisko dekadę prawie wyłącznie wygrywał - 6 razy był mistrzem świata SuperEnduro, 5 razy z rzędu wygrał kultowe Erzbergrodeo, 4 razy zwyciężył w X-games, a to tylko część jego osiągnięć. Przegrywać, tj. w jego mniemaniu być drugim, nie potrafił, nie chciał się tego nauczyć i w ogóle nie przyjmował do świadomości, że mogłoby mu się to kiedykolwiek przydać. Po co, skoro on zawsze będzie najwyżej? Jasne - jak trzeba było, to wszedł na niższy stopień podium, nawet się uśmiechnął, pogratulował zwycięzcy i odkorkował szampana. Ale w środku kipiał. Bo nie rozumiał – jak to możliwe, że nie był pierwszy?! Przecież był najlepszy, on to wiedział. Dwa lata temu przestał dominować. I zakończył karierę. On by po prostu nie zniósł nie wygrywania.

ZOBACZ WIDEO Żużel był już na World Games (WIDEO)

A pamiętacie, jak w 2009 roku w Zagrzebiu chorwacki gigant piłki ręcznej, Ivano Balić, nie pozwolił zawiesić sobie na szyi srebrnego medalu? Nie pozwolił. Dla niego wicemistrzostwo świata było kompromitacją, bo był święcie przekonany, że jest na tymże świecie najlepszy! To po co mu jakieś srebro?

Nie wiem, czy teraz, czy za kilka lat, ale pewnie już niedługo Nicki Pedersen powie "pas". I to będzie koniec epoki - nie Jason Crump, nie Tony Rickardsson, ani nie Greg Hancock, tylko właśnie Nicki. Zwierz, który kocha być nienawidzonym? Niekoniecznie. Pedersenowi gwizdy wściekłych trybun wiszą tak samo, jak brawa trybun zachwyconych. Pewnie - przyjemniej jest zjeżdżać do parku maszyn wśród oklasków, ale tak naprawdę liczy się tylko jedno - wynik, tytuł, ja.

To egoista ekstremalny. Nic dla niego się nie liczyło, kiedy maszerował po mistrzostwo świata. Relacje z bratem? Siostra? Własne dzieci? Pieniądze z polskiej ligi? Nic z tego nie było ważne. Ważny był cel. Pewny siebie, przekonany o swojej nadludzkiej mocy Nicki szedł, jak czołg i zeżarłby laczek, jeśli to zwiększałoby jego szanse na sukces.

I wygrał. A potem ani na jotę się nie zmienił. Nawet, jak nie szło, jak odstawał - zawsze zjawiał się w paddocku jako najlepszy zawodnik na świecie i przyjeżdżał, żeby znowu wygrać. Jak reagował na porażki, wszyscy wiemy. Latające klucze, rękawice, suszarki i stojaki, plucie, kopanie, bluźnierstwa i wrzaski. I mam wrażenie, że w tych chwilach był najbardziej szczerym gościem pod słońcem. Że jego jazgot podczas demolowania stadionu był prawdziwszy, niż uśmiech przy odbieraniu pucharów.

Dlaczego tak? Bo wygrywać każdy potrafi, a przegrywać większość. Nicki jest w tej wąskiej grupie, która tego naprawdę nie umie. W najpiękniejszym znaczeniu tego słowa. Kiedyś napisałem, że uważam Nickiego za wzór sportowca i zdania nie zmieniam. W kontekście podejścia do rywalizacji, poświęcenia, agresji - Nicki jest dla mnie niemal ideałem. Jak oceniam wiele jego niebezpiecznych (dla niego i innych) akcji na torze, albo czy lubię go prywatnie – to zupełnie inna sprawa. Ja po prostu uwielbiam chwile, kiedy sport i walka zaślepiają, przysłaniają wszystko - zdrowy rozsądek, maniery, kulturę - wtedy czuję, że na moich oczach dzieje się coś prawdziwego. Nicki może i nas wkur***, ale nie oszukiwał. Chciałbym, żeby wrócił. A czy wróci - nie wiem …

Czytam, że Jason Doyle oszukał polski klub, kibiców, trenera itd. Nie oszukał za to najważniejszej dla niego osoby pod słońcem - Jasona Doyle’a. Każdy szkółkowicz chce być mistrzem świata. Nie wygrać MMPPK, ani DMEJ, ani nawet DMP - każdy normalny zawodnik pragnie zostać IMŚ . I to jest oczywiste. I oczywista jest gradacja priorytetów, a komentowanie tego i biadolenie jest zwykłą stratą czasu. Albo wierszówką...

To tak, jakbym ja poświęcał energię na żale, że po jesieni znowu przyszła zima i sezon motocyklowy się skończył. No zawsze się kończy, bo Ziemia się kręci, oddala od Słońca i coś tam jeszcze. Musi tak być i już. I tak samo jest z tytułem mistrza świata - zawsze był najważniejszy i będzie. Nicki, Hancock, Doyle i inni. Liga to kasa i sukces drużyny, tytuł to kasa i zaspokojenie ambicji, połechtanie własnego ja, samospełnienie. I wszyscy ww. to pokazali. I nawet Bartosz Zmarzlik by to pokazał, gdyby zaszła potrzeba.

Zmarzlik ambicje ma ogromne, największe. Na pewno nie znosi sytuacji, kiedy mu nie wychodzi. Nie znosi, serio. Wiele emocji w takich chwilach z niego wyłazi i nie wszyscy zawsze potrafią go zrozumieć. Coraz częściej słyszę, że powinien popracować z kimś, kto pomoże mu lepiej reagować w trudnych chwilach. A ja bym tych doradców spuścił na drzewo. Bartek, tak jak Nicki, Tomasz i Taddy, wygrywanie ma wpisane w DNA, więc jak nie idzie, to organizm choruje - proste. Bartek to kot i kropka.

Mam nadzieję, że te jego zachowania, komentarze i nerwy dowodzą tylko, że jest zapatrzonym w siebie egoistą, że nie będzie słuchał podpowiadaczy i pseudo ekspertów, że ma jasny cel, w którego realizacji nikt mu nie przeszkodzi i że będzie mistrzem świata. Że należy do tego grona zawodników, którzy na porażkę po prostu się nie godzą i którzy pokłonić się nie chcą.

Mnie przebywanie wśród tych kilku przekonanych o swojej wyjątkowości zakapiorów sporo nauczyło. Podglądanie ich, rozmowa, wymiana poglądów, czy po prostu wspólne spędzanie czasu - są szalenie inspirujące. Wszyscy w pewnym sensie mają podobny styl odbierania świata, a raczej okiełznywania go i narzucania swojej jego wizji wszystkim wokół. Ma być tak, jak chcę, nie ma rzeczy niemożliwych, to ja mam zawsze rację. Jak wszystkim jest zimno, ale Błażusiak powie, że jest ciepło – to jest ciepło. Proste. I to jakimś cudem działa. Trzeba znać swoją wartość, mieć jakiś cel i naginać. To jest fajne, mi to imponuje. Lubię świrów i nic na to nie poradzę. A nie jakieś tam "trzeba umieć przegrywać"! Chcesz, to sobie przegrywaj...

PS: Klub Cynicznych Egoistów - kawałek z najnowszej płyty Kazika. Z czystym sumieniem polecam cały krążek!

Źródło artykułu: