Cykl Grand Prix bez charyzmatycznych gwiazd. Kto zastąpi Golloba, Rickardssona, Pedersena czy Crumpa?

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Nicki Pedersen w rozmowie z Hansem Nielsenem
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Nicki Pedersen w rozmowie z Hansem Nielsenem

Ostatnie turnieje Grand Prix pokazały, że w cyklu brakuje charyzmatycznych gwiazd. Kibice z rozrzewnieniem wspominają czasy, gdy ekscytowali się walką Golloba z Rickardssonem czy Pedersena z Crumpem. Kto ich zastąpi?

W tym artykule dowiesz się o:

Cykl Grand Prix bez Tomasza Golloba, Tonego Rickardssona, Jasona Crumpa, a ostatnio także Nickiego Pedersena i Grega Hancocka nie jest już ten sam. - Nie tylko ja tak uważam, ale podobnie myślą kibice, którzy przez ponad 20 lat jeździli na turnieje Grand Prix - mówi Jerzy Kanclerz, który na żywo obserwował wszystkie 211 rund. - Teraz żużel jest inny. Postrzegam tę dyscyplinę sportu trochę inaczej niż kiedyś. W przeszłości byli wielcy mistrzowie, charyzmatyczni żużlowcy, a teraz ta światowa czołówka niesamowicie się wyrównała - dodaje bydgoszczanin.

Brak żużlowców, na których skupiała się uwaga kibiców nie oznacza, że cykl Grand Prix jest nudny. - Jest po prostu inny. Nie ma dominatorów. Wygrać może każdy, a o sukcesie decyduje sprzęt. Ten, kto trafi z przełożeniami i innymi ustawieniami, potrafi wygrywać. Jednak za dwa tygodnie, na innym torze podczas zawodów Grand Prix, może zdobyć kilka punktów - zauważa Kanclerz. Przykłady z tego sezonu potwierdzające tę tezę można mnożyć. Wystarczy spojrzeć na zdobycze punktowe Macieja Janowskiego, Patryka Dudka, Bartosza Zmarzlika czy nawet lidera cyklu, Jason Doyle'a.

Teoretycznie przed startem sezonu 2017 wydawało się, że wreszcie w cyklu mamy większość aktualnie najlepszych żużlowców świata. Wypadki losowe sprawiły, że trzeba było sięgać po większą liczbę rezerwowych niż nominowanych oficjalnie przed sezonem. - Patrząc na obsadę cyklu Grand Prix, wydawało się, że jest on optymalny, że są praktycznie wszyscy najlepsi żużlowcy świata, może poza braćmi Łagutami. Teraz mamy kontuzje Nickiego Pedersena i uraz Grega Hancocka, stąd też nie ma tych dwóch najbardziej doświadczonych i utytułowanych żużlowców, którzy byli bez wątpienia kolorytem cyklu Grand Prix - podkreśla Jerzy Kanclerz.

Bez wątpienia następuje zmiana pokoleniowa w cyklu Grand Prix, gdzie obecnie startują młodzi żużlowcy na dorobku. W Gorzowie najbardziej utytułowanym zawodnikiem spośród elitarnej szesnastki był Tai Woffinden, który w wieku 27 lat może poszczycić się dwoma tytułami mistrzowskimi i mierzy w kolejne złoto w IMŚ. Obok Brytyjczyka mistrzem świata był jeszcze tylko Chris Holder. Australijczyk jest kompletnie bez formy i zajął ostatnie miejsce. Obecnie to cień zawodnika z 2012 roku, gdy był najlepszy na świecie. Trudno go porównywać z rodakiem Jasonem Crumpem, który przez dziesięć lat nie schodził z podium klasyfikacji generalnej IMŚ. W Teterow będzie podobnie. Najbardziej utytułowanych żużlowców ponownie zabraknie.

Greg Hancock może nie brylował już w tym sezonie, ale wciąż był ikoną cyklu. Nicki Pedersen formą również nie grzeszył, ale dodawał kolorytu stawce SGP. Obok Duńczyka trudno było przejść obojętnie. Jedni go kochali, inni nienawidzili, ale cykl bez niego jest uboższy. Następcy wielkich mistrzów rozpychają się łokciami i walczą o swoje. To jednak zupełnie inne pokolenie żużlowców. Inny jest obecnie także współczesny speedway. Pytanie, czy któryś z zawodników, którzy niedawno dołączyli do cyklu stanie się jego legendą na miarę Rickardssona, Golloba, Crumpa, Hancocka czy Pedersena?

ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody dla PGE Ekstraligi i Nice 1.LŻ

Źródło artykułu: