Trybunał PZM wydał orzeczenie, w którym podtrzymał decyzję Ekstraligi Żużlowej o odjęciu drużynie z Rybnika trzech punktów za mecz z Włókniarzem Vitroszlif CrossFit Częstochowa. Oznacza to, że ROW spada definitywnie do niższej klasy rozgrywek. Wszystko z powodu dopingowej wpadki Grigorija Łaguty, któremu odebrano jedenaście "oczek" zdobytych w meczu z częstochowianami.
Prawnik, Jerzy Synowiec zauważa, że dziś z powodu tego zdarzenia cierpi ROW. W przyszłości w podobnej sytuacji znaleźć może się jednak każdy inny ośrodek żużlowy. - Żaden klub startujący w polskiej lidze nie może mieć pewności, czy dorobek całego sezonu nie zostanie zniweczony przez niewłaściwe postępowanie jednego zawodnika. Tak być nie powinno i zgadzam się z orzecznictwem Światowej Agencji Antydopingowej, która zaleca, by karać klub dopiero w przypadku, gdy na dopingu złapie się dwóch zawodników - mówi Synowiec.
Nasz rozmówca uważa, że piątkowe orzeczenie Trybunału PZM może stanowić niebezpieczny precedens. Oznacza bowiem, że kluby są na łasce zawodników. - Co w przypadku, jeżeli dany żużlowiec będzie zły na pracodawcę i postanowi się zemścić, w końcówce sezonu zapalając jointa lub zażywając jakąś niedozwoloną substancję? Później pojedzie w meczu, zostanie przebadany. Jest ryzyko, że tak jak zrobił to Łaguta, pogrąży cały swój zespół. Kluby muszą liczyć na to, że żaden z ich żużlowców nie zrobi nic głupiego, bo jak widzimy, w żużlu odpowiedzialność jest zbiorowa - kwituje Synowiec.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga: rybnicki #SmakŻużla