Dwa miesiące temu trener Ekantor.pl Falubazu Zielona Góra Marek Cieślak mówił, że jest zawiedziony postawą Andrieja Karpowa w tym sezonie. Z klubu wychodziły informacje, że żużlowiec nie chce trenować, że baluje. Zawodnik to zdementował, ale i tak miał już nie startować w meczach zielonogórzan w kończących się właśnie rozgrywkach. Pech jednak chciał, że kontuzji doznał Jacob Thorssell. Karpow w tej sytuacji musi wystąpić w spotkaniu o brąz z Cash Broker Stalą Gorzów. Wraca jednak do składu Falubazu chyba tylko na chwilę.
Ten rok dał żużlowcowi wiele do myślenia. Upadki i kontuzje sprawiły, że kompletnie się pogubił. Kiedy teraz myśli o swojej najbliższej przyszłości, to nie kryje, że bliżej mu do Nice 1.LŻ. Tam miałby szansę regularnej jazdy, a tego mu najbardziej w tym sezonie brakowało.
Karpowa mocno dotknął przepis o ograniczeniu lig dla zawodników startujących w PGE Ekstralidze. Wybrał Szwecję i Danię. W Elitserien jeździł mało (w sumie 4 mecze), w duńskim Holstebro Elite wcale. Pech chciał, że wrzucono go do koszyka A (w meczu w lidze duńskiej jedzie 1 zawodnik z koszyka A, dwóch z B, po jednym z C i D), a jego klub miał w tym samym koszyku będącego w świetnej formie Leona Madsena. Karpow długo czekał na szansę. W końcu jednak się zniechęcił, przyjął zaproszenie startów w lidze niemieckiej, czym zamknął sobie szansę występów w Holstebro.
Za rok, zwłaszcza jeżdżąc w Nice 1.LŻ, Karpow miałby większą szansę na starty w Danii. Tej klasy rozgrywkowej nie dotyczą bowiem ograniczenia związane z ilością lig. Karpow ma przeświadczenie, że jazda tam zawsze mu pomagała. Miał możliwość sprawdzenie sprzętu, odbudowania się po wpadce w Polsce. Chce do tego schematu wrócić. Czy może zmienić zdanie? Jeśli dziś zrobi dwucyfrowy wynik w Falubazie, to wszystko może się zdarzyć.
ZOBACZ WIDEO Grzegorz Zengota zachęca do ratowania życia