Torunianie utrzymali się w PGE Ekstralidze po wygranym dwumeczu barażowym ze Zdunek Wybrzeżem Gdańsk. W batalii tej żużlowa Polska, z wyjątkiem Torunia, trzymała kciuki za gdańszczan, którzy przed rewanżem byli w bardzo komfortowej sytuacji. Get Well Toruń wytrzymał jednak ciśnienie i obronił najwyższą klasę rozgrywkową. - Kibice mają prawo w ten sposób reagować. Trochę byłem jednak zaskoczony bardzo negatywnym nastawieniem opinii publicznej. Nie ma jednak żadnego triumfalizmu czy rewanżyzmu, choć kibice z Torunia teraz mogą trochę odreagować. Dla mnie to bez znaczenia, zawsze staram się skupić na swojej pracy - przyznał Jacek Frątczak w rozmowie z "Gazetą Pomorską".
Żużlowcy Get Well w końcowej fazie sezonu nie mieli łatwego zadania. Drużyna miała nóż na gardle, bowiem spadek Aniołów byłby dla klubu ogromną porażką. - W końcówce sezonu wszyscy już odpoczywali, tylko Get Well został na "tapecie", więc trudno się dziwić zainteresowaniu. Ale rzeczywiście - jest duży szum informacyjny wokół Torunia. Musimy się zastanowić w klubie, jak nadać mu bardziej pozytywny ton. A co do presji, to ona jest zawsze w przypadku topowych zespołów, nie unikniemy oczekiwań - dodał menedżer Get Well.
Frątczak, którego głównym celem było utrzymanie toruńskiego klubu w PGE Ekstralidze, zrealizował postawione mu zadanie. Mimo tego, menedżer ma sporo zarzutów do swojej pracy. - Sam muszę wyciągnąć wnioski z tych trzech miesięcy, mam sobie wiele do zarzucenia i potrafię krytycznie spojrzeć na swoją pracę. W Toruniu zrealizowaliśmy podstawowy warunek mojej dalszej obecności. Zaczynamy pracować nad budową drużyny. Musimy się jeszcze raz spotkać, aby dograć szczegóły i wtedy podpisać umowę - skomentował Frątczak.
ZOBACZ WIDEO To był jego sezon. Nie potrafi zliczyć wszystkich medali