Dariusz Karwacki to zawodnik doskonale znany przede wszystkim w środowisku amatorskim. Większość osób kojarzy go nie z nazwiskiem, a z ksywką "Kazek". Jest postacią niezwykle charyzmatyczną i lubianą, dzięki czemu chętnie jest zapraszany na treningi i zawody organizowane przez amatorów.
Na żużlowych torach pojawił się w 1990 roku, kiedy dołączył do szkółki Polonii Bydgoszcz. Należy zdać sobie sprawę z tego, że wówczas o licencji marzyło znacznie więcej zawodników, dlatego na początku swojej kariery Dariusz Karwacki zajmował się w klubie wszystkim, poza jazdą. Dopiero kiedy przez egzamin przebrnęli starsi od niego, trener nakazał najmłodszym pójście do warsztatu i wybranie sobie pasującej skóry. - Do tej pory miałem styczność tylko z mniejszymi motocyklami. Kiedy po raz pierwszy usiadłem na pięćsetce szeroko otworzyły mi się oczy. To jest zupełnie inna jazda. Wiedziałem, że jeszcze długa droga przede mną. A jak to się zaczęło? Kiedy byłem młody mama pytała mnie "Darku, a kim ty zostaniesz? Do jakiej szkoły pójdziesz?". A ja zawsze odpowiadałem "mamo, ja będę żużlowcem".
Zaledwie kilka miesięcy treningów wystarczyło, aby "Kazek" mógł przystąpić do egzaminu, który w październiku 1990 roku odbywał się w Gnieźnie. Dzień wcześniej przy Wrzesińskiej odbywał się trening, w którym brali udział uczestnicy egzaminu. Podczas jednego z przejazdów 17-letni wówczas Dariusz Karwacki zanotował upadek. Był on na tyle niefortunny, że bydgoszczanin doznał kontuzji kolana. - Nasączyłem gąbkę metanolem i wsadziłem pod kevlar. Takie były wtedy metody walki z bólem. - opowiada po latach Dariusz Karwacki.
Mimo kontuzji 17-latek przystąpił do egzaminu na licencję. Niestety, zanotował kolejny upadek i marzenia o certyfikacie musiał odłożyć na kolejny rok. - Trener mówił, że nie ma co się przejmować, że uda się za rok. Czułem, że nie jestem gotowy, ale trener zdecydował, abym podszedł do egzaminu - mówi Karwacki. Zimą "Kazek" uczestniczył nawet w zgrupowaniu Polonii Bydgoszcz, które odbyło się w Szklarskiej Porębie. - Dla młodego chłopaka, szkółkowicza bez licencji, było to wielkie przeżycie, pojechać na obóz wraz z całą pierwszą drużyną.
ZOBACZ WIDEO To na niej skupiają się oczy żużlowych kibiców
U progu sezonu 1991 przystąpił do swojego drugiego egzaminu, tym razem w Zielonej Górze. Tam również nie obyło się bez pecha. - Jechaliśmy do Zielonej Góry osobówkami wraz z trenerami, natomiast motocykle transportowane były Żukiem, który po drodze się popsuł. Nasz sprzęt nie dotarł na czas, wobec czego nie mogliśmy wziąć udziału w treningu. Podeszliśmy do egzaminu z marszu, a ja nie zmieściłem się w wyznaczonym limicie czasu.
Po drugim nieudanym podejściu władze Polonii podziękowały Karwackiemu za współpracę. Później "Kazek" imał się różnych zajęć, był m.in. kierowcą taksówki, autobusu, a następnie ciężarówki. Przez cztery lata przebywał w Anglii, gdzie chodził na mecze drużyny Newcastle Diamonds. Po ponad dwudziestu latach kupił wysłużoną Jawę i postanowił powrócić. - Potrzebne było aż dwadzieścia lat, aby poukładać całą życiową sytuację. Powiedziałem sobie, że to jest ten moment i tak w 2013 roku moja przygoda zaczęła się na nowo od treningu na minitorze u Jana Ząbika.
- Najbardziej pomogli mi jednak chłopacy z Ostrowa, to oni wyciągnęli do mnie pomocną dłoń, umożliwili treningi, tam też mogłem wystartować po raz pierwszy w zawodach amatorskich - mówi Dariusz Karwacki, który jest honorowym członkiem AKŻ Speedway Ostrów. Bydgoszczanin trenuje nie tylko w Ostrowie, ale także Bydgoszczy, Częstochowie, Grudziądzu, Lesznie, Łodzi, Opolu, Pile, Rawiczu, Toruniu i Zielonej Górze. - Gdziekolwiek się pojawiam, czuję się jak w domu. Wszędzie mam zielone światło na treningi, czuję przyjazną atmosferę.
Marzenie o zdaniu egzaminu na licencję wciąż było w głowie "Kazka". Pierwsze starania podjęte zostały w 2015 roku, przy okazji egzaminu w Opolu, do którego przygotowywał go Piotr Żyto. Kilkakrotnie zmieniano jednak jego datę i ostatecznie Karwacki do niego nie podszedł. Nie udawało się także w sezonie 2016 i przez niemal cały 2017. Na przeszkodzie stawały kolizje terminów czy jak przy okazji egzaminu w Pile kwestie formalne. Zabrakło wtedy zaledwie jednej pieczątki na dokumentach, aby Dariusz Karwacki mógł wyjechać na tor. - Chciałbym podziękować mojemu pracodawcy, panu Jarkowi, który rozumie moją pasję i dostosowuje grafik do treningów - powiedział "Kazek". Warto dodać, że Karwacki, tak jak wszyscy żużlowcy amatorzy, swoją karierę finansuje w całości samodzielnie.
- Zależało mi na tym, żeby podejść do egzaminu w Pile. Tam tor jest trudny i wymagający. Dziękuję bardzo Tomaszowi Żentkowskiemu i Piotrowi Świstowi za możliwość trenowania - dodał "Kazek", który przed egzaminem jeździł tam przez dwa tygodnie. - Dziękuję również najlepszemu mechanikowi na świecie, Karolowi Adrychowi, za perfekcyjne przygotowywanie sprzętu od kilku sezonów i wszystkim, którzy byli mi przychylni. Nie wymieniam tych osób z imienia i nazwiska, bo mógłbym kogoś pominąć. Tak szerokie grono przyczyniło się do spełnienia mojego marzenia.
19 października 2017 roku na stałe zapisze się w historii polskiego żużla. Tego dnia egzamin na licencję zdały dwie kobiety - Weronika Burlaga i Monika Nietyksza, a także 44-letni Dariusz Karwacki. Bydgoszczanin przebył niezwykle długą drogę, która trwała aż 27 lat, aby uzyskać upragnione uprawnienia żużlowe. Na tym "Kazek" nie zamierza poprzestawać. Jego kolejnym marzeniem jest znalezienie klubu w Polsce, jako - jak sam mówi - rezerwa ostateczna. Biorąc pod uwagę jego hart ducha i cierpliwość w dążeniu do celu, nie jest to rzeczą niemożliwą.
Gdyby miał go napisać Ostaf, to by powstała saga w kilkudziesięciu trzyzdaniowych odcinkach...
Pozdrowienia dla Pana Darka Czytaj całość