- Co roku muszę wybierać się do szpitala - narzeka 32-letni żużlowiec w rozmowie ze speedwaygp.com. Jason Doyle kontuzji doznał w meczu Get Well Toruń z Ekantor.pl Falubazem Zielona Góra. Rok temu również uczestniczył w groźnym wypadku na Motoarnie. Wówczas upadek podczas GP Polski i groźna kontuzja (Australijczyk doznał zwichnięcia barku, pęknięcia kości w łokciu i przebicia płuca) pozbawiła go szans nie tylko na tytuł, ale i na medal. Teraz mimo urazu, mógł nadal się ścigać, choć po parku maszyn przez jakiś czas poruszał się o kulach.
- Ciężko było normalnie funkcjonować z kontuzjowaną stopą. To jedna z tych rzeczy, która zawsze daje o sobie znać i nic się nie poprawia. Zaliczyłem w tym roku ok. stu imprez i nie było szans, żeby to zaleczyć - mówi żużlowiec, którego dzieli tylko 8 punktów od upragnionego złotego medalu. W najbliższą sobotę chce przypieczętować mistrzowski tytuł podczas ostatniej rundy Grand Prix, która rozegrana zostanie w jego ojczyźnie, na Etihad Stadium Melbourne.
- Miałem wiele upadków i groźnych kontuzji, które trochę mnie stopowały. Mam nadzieję, że w końcu wszystko się opłaci. Mówią, że do grobu nie idzie się w nieskazitelnym stanie i wiem, że zdecydowanie tak nie będzie ze mną. Żużel sprawił, że moje ciało nie jest doskonałe - dodaje.
ZOBACZ WIDEO Prezes PGE Ekstraligi chwali Włókniarza Częstochowa