Cykl "Szprycą w twarz" to felietony Bartłomieja Ruty, redaktora WP SportoweFakty.
***
Od zeszłego roku transfery w polskim żużlu można oficjalnie przeprowadzać przez pierwsze dwa tygodnie listopada. Wcześniej okienko zaczynało się w grudniu. Ten termin dawał więcej możliwości klubom i zawodnikom. Wielu ekspertów biło wówczas na alarm, że służy on tylko podbijaniu stawek. Przed rokiem PZM i PGE Ekstraliga skrócili i przyśpieszyli ten czas. Mieliśmy spokojną jesień, bo samych transferów w najlepszej lidze świata było niewiele. W tym roku jednak na giełdzie panuje istny huragan.
Zmian klubowych będzie kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt. Mało tego. Kluby i zawodnicy mają w nosie termin otwarcia okienka. Przykład? Włókniarz Vitroszlif CrossFit Częstochowa i Tobiasz Musielak już tydzień temu oficjalnie poinformowali, że zawodnik dołączy do ich zespołu na kolejny sezon. Nicki Pedersen i Grupa Azoty Unia Tarnów z kolei zrobili to w poniedziałek. Poza tą dwójką, kilkunastu kolejnych zawodników czeka w blokach startowych na początek listopada, ale przynajmniej czekają.
Nie dziwi mnie to, że zawodnicy są już dogadani z innymi klubami. Oni również chcą wyjechać na zasłużone wakacje i poświęcić czas rodzinom. Dziwi mnie jednak pobłażliwość i milczenie PZM. Nie widać żadnych ruchów, aby ukrócić ruchy klubów oficjalnie informujących, że już ustaliły warunki kontraktów z danym zawodnikiem. Rozmawiać można, ale o jakich warunkach kontraktu my mówimy? Przecież wzorzec ukaże się właśnie 1 listopada! Mimo to strony klubowe, zawodnicy i - o zgrozo - strona PGE Ekstraligi informują, że Musielak oficjalnie jest już w Częstochowie.
To ostatnie to już w ogóle faux-pas. PGE Ekstraliga, informując na swoich stronach i aplikacji mobilnej, że Musielak przenosi się z ROW-u do Włókniarza, sama wyśmiała RSŻ. To tak jakby powiedzieć dziecku, że bajki może oglądać od 19.00, po czym włączyć je o 17.00. Zero konsekwencji. A pragnę przypomnieć, że okres transferowy został zmieniony na wniosek właśnie najlepszej ligi świata.
Dyskusyjna jest też długość podstawowego okienka transferowego. Zaledwie 14 dni kalendarzowych, w tym dwa świąteczne. Spekulacje transferowe ruszają pełną parą już po ostatnim meczu i trzeba przyznać, że fani są chłonni tych informacji. Każdy news jest wnikliwie analizowany przez kibiców każdej maści. Największe używanie mają oczywiście hejterzy, którzy wytykają piszącym każdy błąd. De facto jednak na giełdzie dzieje się tak wiele, że zmiany następują z godziny na godzinę. Być może start okienka po ostatnim meczu i dedykowanie mu kolejnych 30 dni kalendarzowych byłoby lepszym rozwiązaniem? Rozmowa, ustalone warunki, podpis i koniec tematu. Zakładam, że kluby już po pewnych ustaleniach nie pozwoliłyby wyjść zawodnikom z gabinetów bez podpisów. A jak to wygląda teraz? Rozmowa, ustalone warunki i wizyta w kolejnym mieście.
Problemem jest nie tylko długość okienka, czy przedterminowe oficjalne informowanie o zmianie barw klubowych, ale również zakulisowe rozmowy z nowymi klubami w trakcie sezonu (można je rozpocząć bez zgody na piśmie obecnego klubu dopiero po ostatnim ligowym meczu). To, że tak się dzieje, zdradził niedawno na naszym portalu Krzysztof Cegielski. Plotki mówią, że pierwsze rozmowy tego lata odbywały się już w lipcu. Skoro zdajemy sobie sprawę z tego, że te zasady i tak nie funkcjonują, to trzeba się nad nimi pochylić i po prostu je zmienić.
ZOBACZ WIDEO Sparta Wrocław nie szkoli? Andrzej Rusko zaprzecza tej teorii
Ta cała PGElipa do dno i kawałe Czytaj całość