Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Odwiedził pan Tomasza Golloba z kamerą w jego domu. Nie chcę pytać o to, co mistrz mówił, bo to słyszeliśmy, ale o pańskie wrażenia?
Marcin Feddek, dziennikarz Polsatu Sport, przyjaciel Tomasza Golloba: Zacznę od tego, że ta wizyta dobrze Tomkowi zrobiła. Liczyłem, że spędzę u niego pół godziny, może czterdzieści pięć minut, a tymczasem byłem aż trzy godziny. Jak zaczęliśmy gadać i wspominać, to zrobiło się naprawdę bardzo miło.
Jakie jest nastawienie Tomasza?
Bardzo pozytywne. To wynika z faktu, że ma kontakt z Leigh Adamsem, który doznał podobnej kontuzji i po półtora roku odzyskał czucie w jednej z nóg. Tomek czeka na zdjęcie, które Leigh ma mu wysłać. Oczywiście chodzi o zdjęcie kręgosłupa. Chodzi o to, żeby zobaczyć, jakie miał konkretnie uszkodzenie rdzenia i porównać je z tym, które ma Gollob. Wiadomo, że każdy organizm jest inny, ale Tomek, słuchając historii Adamsa, wiele sobie obiecuje. Australijczyk miał bóle spastyczne w jednej nodze i właśnie ta jedna noga po półtora roku zaskoczyła. Tomasz ma bóle w obu nogach, więc jest chyba jasne, na co liczy. Dodam, że jak się Gollob zaweźmie, to jest w stanie ruszyć palcem. Stopą nie, ale palcem tak.
W wywiadzie Gollob faktycznie wspomina Adamsa, mówi o częstym kontakcie, ale i też o tym, że Leigh uczula go na to, żeby regularnie pracował nad sobą.
Adams nie wierzył, że cokolwiek zmieni się na lepsze i przez półtora roku leżał, jadł i nie ćwiczył. Teraz musi zrzucać wagę, żeby móc się poważnie zabrać za rehabilitację. U Golloba tego problemu nie ma. Wiecie zresztą, jaki on jest. Tytan pracy.
A jak Gollob radzie sobie po wyjściu ze szpitala?
Mówił mi, że noce są najgorsze. Ktoś musi mu pomóc zmienić ułożenie, bo sam nie bardzo potrafi. Strasznie dokucza mu też wspomniana już spastyka. Mięśnie same mu się kurczą bądź naprężają. Całe ciało ma napięte i to jest ból nie do opisania. Kolejny kłopot jest taki, że nie kontroluje rzeczy fizjologicznych. Nerki źle działają, co chwilę potrzebna jest lewatywa.
Psychicznie jak się Tomasz czuje?
Zauważyłem, że troszkę gorzej niż wtedy, gdy odwiedziłem go w szpitalu. Tamta wizyta miała miejsce kilka dni po wypadku. On wtedy wierzył, że mu się uda szybko stanąć na nogi. Teraz marzy o tym, żeby nie było bólu, żeby to przeszło. Niestety nie ma na to żadnego lekarstwa, znieczulenie nie pomaga. Chcąc nie chcąc musi z tym walczyć i jest tym zmęczony. To widać. Zresztą wystarczy popatrzeć na wywiad, który zrobiłem, żeby zobaczyć, że Gollob cierpi.
W rozmowie pada stwierdzenie, że Tomasz poleci za granicę, żeby tam dalej się leczyć.
Jak wyszedł ze szpitala, to dwa, trzy dni były w miarę ok, ale potem stwierdził, że on źle się czuje, kiedy tak bezczynnie siedzi w domu. Stwierdził, że chce poszukać innych rozwiązań. Wysłał papiery do Chin i czeka na odpowiedź. Jeśli tamtejsi lekarze powiedzą mu, że przywrócą mu czynności fizjologiczne, że ból puści, to on się spakuje i pojedzie. Wiem, że nie potrafi pół godziny wysiedzieć w samochodzie, ale stwierdził, że jeśli będzie potrzeba, zaciśnie zęby i wytrzyma w samolocie te kilka godzin.
Wspomniał pan o zmęczeniu Tomasza bólem, ale z drugiej strony spędziliście razem trzy godziny.
Nie chciałem go męczyć, ale w miarę upływu czasu to wszystko się samo rozkręcało. Była kawa, ciastka i rozmowy o przeszłości, o pamiętnym Grand Prix w Berlinie, gdzie zawody odbywały się w deszczu. Wiadomo, że on alkoholu nie pije, więc powiedziałem mu wtedy, bo byłem na tamtym turnieju, żeby dał mi tego szampana. Wlazłem z nim na podium, wygłupiałem się, a wtedy nagle zaczęły strzelać fajerwerki, a fotoreporterzy zaczęli robić zdjęcia. Przyznał, że miał ubaw po pachy.
ZOBACZ WIDEO Prof. Marek Harat: Obrażenia Tomasza Golloba były bardzo poważne
Gollob potrzebuje towarzystwa?
Już profesor Harat mówił, że wizyty gości dobrze mu robią. Nie znosi być sam. Najważniejsze, że jest pozytywnie nakręcony. Święta go nakręcają, Adams go nakręca. Cierpi, ale trzeba za niego trzymać kciuki. Żeby wrócił i mógł normalnie żyć. Pamiętam, jak profesor Marek Harat powiedział, że będzie potrzebny cud, dlatego wiem, że na normalność trzeba będzie poczekać. Sam Tomek mówi, że jak ktoś zabierze mu bóle spastyczne i przywróci fizjologię, to on jest w stanie wiele rzeczy zaakceptować. Mówi, że wtedy może się ruszyć z domu, pokazać między ludźmi.
Od prezesa PZM Andrzeja Witkowskiego wiem, że Tomasz nie jest zainteresowany egzoszkieletem, dzięki któremu mógłby chodzić.
Nie jest, bo mówił, że strasznie się w tym męczy. Powiedział mi, że pochodził w tym chwilę i był wykończony. Egzoszkielet jest niczym robot. Wymusza pewne ruchy. Tu nie ma żadnej przyjemności. Jednak, choć Tomasz nie chce egzoszkieletu, to warto wspierać wszelkie akcje pomocowe dla niego. Rehabilitacja kosztuje go tysiąc złotych dziennie. Pomóżmy mu i czekajmy cierpliwie aż stanie na nogi. Wierzmy, że nowy rok będzie dla niego nowym, lepszym rozdziałem.