Maciej Kmicik: Przemku, to Twój pierwszy sezon pracy w teamie Lindgrena?
Przemysław Tajchert: Tak. Debiutuję w tym sezonie jako mechanik w zespole Fredrika. Cieszę się bardzo, bo naprawdę podoba mi się ta praca. Robię to co lubię i to chyba jest najważniejsze w życiu.
Brat wciągnął Cię do teamu, wszak on już wcześniej pomagał Fredrikowi?
- Dokładnie. Piotrek już przetarł szlaki i kiedy pojawiła się okazja, to z niej skorzystałem.
Współpraca z Fredrikiem układa się bardzo dobrze. To młody i perspektywiczny zawodnik.
Ciągnie wilka do lasu? Brakowało Ci żużla?
- Owszem. Po zakończeniu kariery sportowej miałem krótką przerwę. Nie zajmowałem się niczym związanym z tym sportem, ale nie ukrywam, że brakowało mi tego. Cieszę się, że wróciłem do żużla, trochę w innej roli, ale jestem blisko tego, co lubię.
I to od razu trafiłeś do zawodnika z cyklu Grand Prix, w którym samemu nigdy nie dane było Ci startować...
- Grand Prix widziałem wcześniej tylko z pozycji kibica. Teraz poznaję to wszystko od kuchni.
Przyznam się szczerze, że to jest zupełnie inny świat. Zupełnie inne przygotowania, chociażby parku maszynowego. Żeby jeździć w Grand Prix trzeba mieć dobre zaplecze finansowe, dużo sponsorów, bo wszystko kosztuje naprawdę ogromne pieniądze.
Jakie nadzieje na tegoroczny cykl Grand Prix ma zawodnik, dla którego pracujesz?
- Fredrik jest bardzo ambitny. Liczy, że w tym sezonie będzie lepiej niż w poprzednim. Zakładamy, że zajmie miejsce w czołowej ósemce. Liczymy także na dobrą postawę w lidze szwedzkiej, angielskiej i polskiej.
Pochodzisz z Ostrowa, czy nadal śledzisz występy Twojej byłej drużyny?
- Owszem. Sprawdzam wyniki Klubu Motorowego. Miałem okazję zobaczyć ich mecz z PSŻ-em Poznań. Mam także porównanie do tego, co widzę w ekstralidze podczas meczów Falubazu Zielona Góra. Śmiało mogę powiedzieć, że ekstraligę i pierwszą ligę dzieli mimo wszystko przepaść. Życzę ostrowskiemu klubowi jak najlepiej, bo przecież tam zaczynałem przygodę z żużlem i cały czas trzymam za tę drużynę kciuki. Życzę jej, by wreszcie awansowała do ekstraligi, choć na pewno będzie trudno to zrealizować.
Widziałeś jak teraz wygląda Klub Motorowy, jakbyś porównał go do czasów, gdy Ty tam startowałeś?
- Ostrowski żużel się rozwija. Jest dobry prezes – pan Janusz Stefański, którego przy okazji serdecznie pozdrawiam. Klub Motorowy stał się bardzo profesjonalnym klubem. Widać, że idzie do przodu, że dużo pozytywnego dzieje się w Ostrowie.
Ty swoją przyszłość wiążesz z pracą mechanika?
- Mam taką nadzieję. Wierzę, że kilka kolejnych lat spędzę w teamie Fredrika Lindgrena. Oby tylko zawodnik jechał jak najlepiej i rozwijała się jego kariera.
Jak to jest przejść na drugą stronę barykady? Z żużlowca stałeś się mechanikiem. Dużo musiałeś się nauczyć?
- Cały czas się uczę. Próbuję już pracować przy silnikach. Ogólnie nie było trudno przejść z roli żużlowca do mechanika.
Na czym polega dokładnie Twoja praca?
- Przygotowujemy z bratem cały sprzęt do zawodów. Wspólnie z Piotrem organizujemy Fredrikowi logistykę. Zamawiamy bilety, przewozimy zawodnika na lotnisko.
Poszedłeś śladem innych byłych żużlowców z Ostrowa, Karola Malechy, Pawła Łęckiego, Adama Jaziewicza. Spotykasz ich na zawodach?
- Zimą spotkaliśmy się wszyscy w Ostrowie. Było to naprawdę bardzo sympatyczne. Kiedyś razem jeździliśmy, a teraz nadal pracujemy przy żużlu, ale już w innej roli. Natomiast podczas zawodów czasami się widzimy, ale przykładowo Paweł Łęcki i Karol Malecha pracują w Anglii. Niewykluczone więc, że zobaczymy się z nimi podczas Grand Prix w Cardiff.