Krzysztofa Mrozka, prezesa ROW-u Rybnik, czeka 48-godzinny maraton. Szaleństwo rozpocznie się we wtorek rano. Wówczas musi on ogarnąć sprawy swojej firmy K&M Sport Marketing. To jednoosobowa działalność. Mrozek funkcjonuje w branży górniczej. Zajmuje się między innymi remontami i produkcją maszyn wydobywczych. To zajęcie potrafi być tak czasochłonne, że czasami pan Krzysztof przepada nawet na kilka dni. Teraz jednak dla swojej firmy będzie miał kilka godzin.
Wtorkowe popołudnie Mrozek spędzi już w siedzibie rybnickiego klubu. Okres transferowy dawno się skończył, ale wciąż jest wiele do zrobienia. Zresztą działacz chce się dobrze przygotować do środowej rozprawy w Sądzie Apelacyjnym w Gdańsku. W nocy z wtorku na środę Mrozek wsiądzie w samochód i obierze kurs na Trójmiasto. Rano powinien być w Gdańsku. Najbliżsi współpracownicy prezesa już teraz mówią, że to czyste wariactwo, ale Mrozek lubi osobiście doglądać tych najważniejszych spraw, a w sądzie jest wiele do ugrania. Jeśli uda się przekonać sąd, że Ekstraliga Żużlowa niesłusznie zabrała punkty za doping Grigorija Łaguty (ich zwrot oznaczałby pewne utrzymanie w Ekstralidze w sezonie 2017), to będzie to wstęp do ubiegania się o gigantyczne odszkodowanie.
Warto zaznaczyć, że ROW w przypadku sądowej wygranej nie będzie zainteresowany dokooptowaniem do grona drużyn PGE Ekstraligi. W Rybniku zbudowali bowiem skład na pierwszą ligę. Dla kilku zawodników sezon 2018 będzie rokiem prawdy. Jeśli będą notować dobre wyniki, wówczas, w razie awansu, klub przedłuży z nimi kontrakt. Jednak dziś porywanie się z tym zespołem na jazdę w elicie byłoby szaleństwem. Mrozek doskonale o tym wie, dlatego sądową batalię traktuje wyłącznie jako pierwszy krok do następnego sporu, gdzie w grę będą wchodziły grube miliony. Dla takiej kasy warto zarwać niejedną noc.
ZOBACZ WIDEO: W żużlu nie obyło się bez skandali. Był doping i korupcja