Unia Leszno mogła upaść. Wielu postawiło na niej krzyżyk

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Kibice Unii Leszno trzymają kciuki za wygraną zespołu.
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Kibice Unii Leszno trzymają kciuki za wygraną zespołu.

Fogo Unia Leszno przeżywa obecnie jeden z najlepszych okresów w swojej historii. Nie wszyscy pamiętają, że dwie dekady temu klub ten znajdował się nad przepaścią. - Wydawało się wtedy, że to ostatni rok Unii - wspomina Rufin Sokołowski.

W tym momencie trudno wyobrazić sobie PGE Ekstraligę bez zespołu z Leszna. W ciągu czterech ostatnich lat Fogo Unia zdobyła dwa mistrzostwa, a raz była wicemistrzem. Biorąc pod uwagę liczbę tytułów, klub z Leszna jest najbardziej utytułowany w naszym kraju. Nie zawsze było jednak tak kolorowo.

Prawdziwy kryzys dopadł klub z Leszna w latach 90. Unia opuściła wówczas najwyższą klasę rozgrywek, spadając do ówczesnej II ligi. Słaby wynik sportowy nie był jednak największym problemem. Sen z powiek spędzała wszystkim tragiczna sytuacja finansowa. Właśnie w takich warunkach prezesem klubu został w listopadzie 1994 roku Rufin Sokołowski.

- Unia, gdy objąłem to stanowisko, była zadłużona po uszy - wspomina. - Klub miał wtedy zaległości w wysokości jednorocznego budżetu. Mieliśmy zajęte konta, a w parku maszyn brakowało sprzętu. Wielu wtedy postawiło na nas krzyżyk. Wydawało się, że będzie to ostatni rok Unii - wspomina Rufin Sokołowski.

Tytaniczna praca ówczesnego prezesa i jego współpracowników pozwoliła klubowi uciec spod topora. Unia zaczęła wychodzić na prostą finansową i zaczęła płacić na bieżąco. Sokołowski szczególnie dumny jest z sezonu 1996, gdy Unia odniosła komplet dwudziestu dwóch zwycięstw w II lidze. - Takiego wyniku nikt nigdy na zapleczu najwyższej klasy rozgrywek nie zrobił - zaznacza.

ZOBACZ WIDEO Wypadek Tomasza Golloba wstrząsnął Polską. "To najważniejszy wyścig w jego życiu"

Sokołowski zarządzał Unią do 2004 roku. W tym czasie spektakularnych sukcesów nie było. Klub, mimo jednego ze skromniejszych budżetów w lidze, sięgnął jednak w sezonie 2002 po wicemistrzostwo Polski. - Wierzę, że stworzyłem wtedy podwaliny pod późniejsze sukcesy Unii. Gdy awansowaliśmy w 1996 roku do najwyższej klasy rozgrywek, to obiecałem kibicom, że klub już nie spadnie. Słowa dotrzymałem i do dnia dzisiejszego mamy Leszno w najwyższej klasie rozgrywek - dodaje Sokołowski.

Obecnie klub z Leszna działa już na innych zasadach. Jest spółką akcyjną, a poszczególni udziałowcy wykładają swoje prywatne pieniądze. Inna sprawa, że Unię dużo chętniej wspiera miasto. Sokołowski wspomina, że paręnaście lat temu dotacja ze strony magistratu wynosiła 3 procent budżetu Unii. - Teraz jest to nawet 30 procent - mówi. Swoją prezesurę zakończył właśnie po konflikcie z miastem, które wbrew wcześniejszym deklaracjom prezydenta Tomasza Malepszego, nie zdecydowało się przeznaczyć pieniędzy na oświetlenie stadionu. Pokazując, że jest człowiekiem konsekwentnym, zrezygnował też z członkostwa w partii reprezentowanej przez Malepszego - SLD.

Sokołowski nie chce licytować się o to, który z ostatnich prezesów klubu zrobił więcej. - Wszystko jest względne, bo czy można powiedzieć, że medale mistrzostw Polski są ważniejsze od uratowania klubu od upadku? Mój następca, Józef Dworakowski skutecznie zarządzał klubem, gdy ten wyszedł już na prostą. Nikt nie wie jednak czy będąc na moim miejscu, w 1994 roku, by się nie poddał - kwituje Sokołowski.

Źródło artykułu: