[b][tag=60082]
Dariusz Ostafiński[/tag], WP SportoweFakty: Spotkał się pan z władzami Ekstraligi Żużlowej, żeby przedstawić im płyn zabezpieczający tor przed deszczem.[/b]
Marek Krzyżaniak, prawnik, zajmuje się komercjalizacją badań naukowych, współpracownik spółki celowej Instytutu Niskich Temperatur i Badań Strukturalnych PAN we Wrocławiu: Jestem kibicem żużla, który irytuje się, kiedy zawody odwoływane są z powodu deszczu. W 2017 roku była taka sytuacja, że przed jednym ze spotkań padało cztery dni wcześniej i mecz się nie odbył. To był impuls do działania. Postanowiłem wykorzystać technologię powłok hydrofobowych, ponieważ jest mi ona znana, i dość powszechna. Stosuje się ją na samoczyszczących się powierzchniach gładkich, w tynkach, farbach czy nawet przy zabezpieczeniu butów. Nikt dotąd nie próbował nanosić jej jednak na tor żużlowy. Wspólnie z zespołem naukowym Instytutu Niskich Temperatur i Badań Strukturalnych PAN we Wrocławiu, pod kierownictwem dr hab. Dariusza Hreniaka i przy wsparciu CTT Intech, spółki celowej instytutu odpowiedzialnej za komercjalizację wyników badań naukowych podjęliśmy się zadania adaptacji tej technologii do zabezpieczenia toru żużlowego. Jej wynikiem było opracowanie odpowiedniego składu preparatu i dokonanie zabezpieczenia ochrony własności intelektualnej rozwiązania.
Jak wypadły testy?
Zacznę od tego, że chcieliśmy je robić na torze w Bydgoszczy, ale był jakiś kłopot, a w międzyczasie przyszedł z pomocą Krzysztof Cegielski i zaproponował Leszno. Menedżer Unii Piotr Baron powiedział, że nie ma problemu. Dokładnie 20 października 2017 roku, po wcześniejszym przeprowadzeniu testów laboratoryjnych przyjechaliśmy na stadion, żeby sprawdzić, jak preparat zadziała w praktyce. Nasze plany przewidywały zaimpregnowanie toru możliwie najbliżej bandy, ale pan Baron wskazał nam wyjście z pierwszego łuku jako newralgiczne miejsce, gdzie gromadzi się woda i gdzie jest najwięcej wypadków. Podzieliliśmy powierzchnię na sektory i na każdym z nich zastosowaliśmy inne stężenie preparatu. Zgodnie z prognozą pogody, dzień po naszej wizycie zaczęło padać. Lało sześć dni. W sumie spadło 30 mililitrów deszczu na metr kwadratowy. Tor pływał, ale miejsca przy krawężniku, gdzie zastosowaliśmy nasz impregnat były takie, że można było jeździć. Testy wypadły więc celująco, ale nikogo o tym nie informowaliśmy, bo to nie był ten etap. To były badania, a nie gotowy preparat do oferty.
Coś się zmieniło?
Niewiele, ale temat wypłynął do mediów i chcieliśmy wyjaśnić, jak to działa. Tym bardziej że informacje przekazywane przez osoby trzecie nie do końca są prawdziwe.
To ja będę pytał, a pan wyjaśniał. Czy zastosowany preparat zmienia strukturę toru?
Pojawiła się informacja, że zmienia strukturę toru, a tak nie jest. Powłoka, którą tworzy preparat, odpycha cząstki wody, a nie izoluje. Nie ma więc ryzyka, że tor się zagotuje czy też odparzy. Fizjologia toru nie jest w żaden sposób zagrożona. Tor cały czas oddycha i żyje swoim życiem. Zastosowanie preparatu powoduje wręcz, że nawierzchnia staje się bardziej jednolita i to jest duży plus. Nie ma czegoś takiego, że po zdjęciu powłoki nawierzchnia jest w niektórych miejscach mniej lub bardziej wilgotna. Wszędzie jest taka sama lub zbliżona.
Czy preparat chroni tor tylko przez trzy dni?
Tu kolejna drobna nieścisłość, informowaliśmy, iż preparat przygotowaliśmy, aby działał pięć dni, możemy zrobić i taki, który będzie działał 10,14 dni, a nawet cały okres jesienno-zimowy. Wszystko polega na odpowiednim dobraniu składników i ich proporcji.
Ekstraliga, po spotkaniu z panem, przekazała, że preparat nigdy nie zastąpi folii ochronnej.
My nie szliśmy z pomysłem zastąpienia folii produkowanej przez Ole Olsena. Jesteśmy wciąż na etapie badań. Chcemy na przykład sprawdzić, jak preparat zachowa się przy określonej wilgotności powietrza. Ponieważ prowadzone prace mają wciąż charakter badawczo-rozwojowy musimy brać pod uwagę różne aspekty. Ze względu na zainteresowanie środowiska żużlowego przyjęliśmy jednak zaproszenie do rozmów. Sugestie Ekstraligi, ale nie tylko, mogą mieć wpływ na rozwój. Chcemy się też spotkać z klubami pierwszej, drugiej ligi, ale i też z przedstawicielami europejskich krajów, w których jest żużel. Na rozmowy z BSI, promotorem Grand Prix, oraz z mającą prawa do SEC-a One Sport też jesteśmy gotowi.
Na razie Ekstraliga mówi, że preparat można by zastosować w połączeniu z plandeką.
Na tę chwilę takie rozwiązanie uważam za najbardziej racjonalne. Dokładnie chodzi o wejście i wyjście z łuku. To są newralgiczne fragmenty, gdzie woda może podciekać pod folię. Dla nas jest to ciekawa propozycja, bo przecież chodzi nam o wykorzystanie potencjału polskich ośrodków naukowych. Oczywiście użycie preparatu z folią musiałoby wyglądać tak, że pokrywamy nim całą nawierzchnię.
Ile trwałoby zabezpieczenie całego toru przed wodą?
Jeśli weźmiemy ciągnik z opryskiwaczem o szerokości 12 metrów, to około dziesięć minut. Wystarczy jedno okrążenie, w przypadku posiadania opryskiwaczy mniejszych to relatywnie dłużej, pamiętając oczywiście, iż impregnację zaczynamy od krawężnika. Całość prac może wykonać jedna osoba, impregnacja zaczyna działać mniej więcej po 4 godzinach, w tym czasie nie wolno naruszać powierzchni spryskanego toru.
Z przekazanych informacji wynika, iż po zaimpregnowanym torze nie wolno chodzić, a to duży problem?
Słyszałem takie zastrzeżenie Ekstraligi, że skoro nie wolno chodzić, to trudno by było rozłożyć banery reklamowe na płycie boiska. Można to jednak łatwo zrobić. Wystarczy rozłożyć w jednym, czy dwóch miejscach ścieżki przykryte folią. Nic się wówczas nie stanie. Pod nią tor nadal będzie zabezpieczony.
Bardzo ciekawe jest to, co powiedział pan wcześniej, że po spryskaniu i zdjęciu warstwy ochronnej cały tor jest taki sam. W przeszłości pojawiły się oskarżenia, że kluby przygotowując tory do meczu, nie robiły jednolitej nawierzchni. Miały się na niej pojawiać mniej lub bardziej przyczepne pasy.
A wynikiem zastosowania naszego rozwiązania jest jednolita struktura. I nie ma znaczenia, że naświetlenie toru może się różnić poprzez to, że na część nawierzchni będzie przykładowo padał cień wywołany przez zadaszenie.
Inne zalety?
Naukowe podejście do problemu gwarantujące, że produkt zostanie wszechstronnie przebadany. Warto by też od tej strony sprawdzić folię, jakie są jej warunki graniczne? Czy to będzie dwadzieścia stopni ciepła i określona wilgotność? A co jak będzie trzydzieści i bardzo wilgotny tor? Jak długo folia może leżeć na torze w określonych warunkach, bez ryzyka pogorszenia nawierzchni? Czy jednak bardziej nie zaszkodzimy niż pomożemy? Można by to przebadać.
Pana zdaniem płyn może zastąpić plandekę?
W stu procentach na to pytanie odpowiem po zakończeniu prac badawczych. Na pewno płyn jest bardziej ekologiczny. Preparat w sensie chemicznym powstaje z krzemu, w wyniku jego końcowego rozpadu pozostaje tylko piasek krzemionkowy. A folię trzeba będzie jednak za pięć, sześć lat zutylizować. Dużo folii, bo trzeba pomnożyć cztery tysiące metrów kwadratowych przez siedem klubów, które muszą ją kupić.
W czym jeszcze preparat może być lepszy od folii?
Czas. Przygotowanie toru preparatem to, jak powiedziałem, kilkanaście minut. Równie nieskomplikowane jest usunięcie warstwy hydrofobizującej. Rozkładanie i składanie folii to kilka godzin. Na dwie, trzy godziny przed meczem trzeba ją zacząć składać, żeby zdążyć. A co jak w międzyczasie spadnie deszcz? Cześć toru będzie przykryta, a część nie? Naszą powłokę można zachować do samego startu.
Koszty?
Jesteśmy na etapie kalkulowania ceny produktu do użycia masowego. Instytut nie świadczy usług, a jedynie tworzy, a następnie sprzedaje prawa do produktu. Będziemy szukać dużego partnera branży chemicznej, który potem zajmie się produkcją w kraju. Jeśli taki się znajdzie, to mogę powiedzieć, że koszty jednorazowego użycia będą około stukrotnie tańsze niż zakup folii. Jednorazowe pokrycie toru może kosztować około trzech tysięcy. A ile razy w ciągu roku mecz jest zagrożony deszczem? Dwa, trzy?