Bóg, broda i żel na włosach. Jedni chcą być jak Robert Wardzała, inni latają w kosmosie (cytaty)

WP SportoweFakty / Mateusz Wójcik / Na zdjęciu: Marek Cieślak rozmawia z Łukaszem Benzem
WP SportoweFakty / Mateusz Wójcik / Na zdjęciu: Marek Cieślak rozmawia z Łukaszem Benzem

W Zielonej Górze Marek Cieślak pochwalił się, że Falubaz przydzielił mu dwóch goryli, a Sergiusz Ryczel ogłosił, że oto mamy szwedzką inwazję z kosmosu. We Wrocławiu Michał Łopaciński z dumą prezentował ułożone na żelu włosy i mrugał okiem do kolegi.

Studio meczu w Zielonej Górze eksplodowało już na wstępie. - Człowiek, który lubi wracać do Zielonej Góry - przywitał prowadzący Gabriel Waliszko swojego gościa Sławomira Kryjoma, który w 2013 uciekł z Unibaksem z finału rozgrywanego na stadionie Falubazu. Nie wiemy, czy Sławek miał na końcu języka, że "lubi też wyjeżdżać", bo ostatecznie wybrnął z całej sytuacji dyplomatycznie: - Dobra droga, lubię tu wracać.

W rozmowie reportera Łukasza Benza z trenerem Falubazu Adamem Skórnickim mieliśmy dyplomacji ciąg dalszy. Szkoleniowiec mówiąc o odsunięciu Kacpra Gomólskiego w taki sposób, że na końcu zastanawialiśmy się, dlaczego właściwie z niego zrezygnował. - Kacper pojechał bardzo dobrze z Grudziądzem, pięknie wykonał plan taktyczny w biegu z Protasiewiczem, ale skład trzeba było zmienić pod przeciwnika. Małe roszady musiały być - przyznał Skórnicki, ale aż się prosiło, żeby spytać: - Jak to? Po co zmiana, skoro ktoś tak pięknie wykonał plan.

O tym, że na meczu jest gorąco, mogliśmy się przekonać, kiedy przed kamerami stanął trener Marek Cieślak. Pracujący rok temu z Falubazem szkoleniowiec przyznał wprost: - Mam dwóch bodyguardów. Falubaz się boi. Ja się nie boję. Może ktoś mnie nie lubi. Mistrza się tu zdobyło, brąz też, a rok temu zajęliśmy czwarte miejsce, choć wygraliśmy rundę zasadniczą - wyliczał Cieślak, ale większe wrażenie niż wyniki zrobiła informacja o prywatnej ochronie przydzielonej przez klub.

Już w trakcie meczu mieliśmy zachwyty nad Fredrikiem Lindgrenem. - Niesamowicie szybki. Fenomenalnie minął Dudka. Niczym TGV - zachwycał się komentator Sergiusz Ryczel po 3. biegu, a Wojciech Dankiewicz mu wtórował: - Piekielnie szybki Lindgren. Jak on wyprzedza zawodników. Choć myślałem, że bieg będzie przerwany za ten ruch Miedzińskiego przed startem. Tak się nie stało i po trzech wyścigach Falubaz może robić zmiany taktyczne, bo przegrywa sześcioma punktami.

ZOBACZ WIDEO Oficjalne promo Boll Warsaw FIM SGP of Poland

Dwóm ostatnim startom Lindgrena w meczu towarzyszyła już totalna ekstaza. - Jak ten gościu wymiata - mówił Dankiewicz. - Cieszyłem się, jak go chłopaki z Falubazu sponiewierali na starcie. Swoją drogą, Lindgren nie myśli o wygrywaniu. On się zastanawia, kiedy przegra. Ja z kolei zastanawiam się, co będzie, jak Fredrik wyśle silniki do serwisu.

Co będzie po serwisie, nie wiemy, ale w niedzielę mieliśmy pierwszego Szweda w kosmosie. - Fredka? Skąd pochodzi? Z kosmosu? - dopytywał Benz Michała Gruchalskiego, juniora forBET Włókniarza Częstochowa. - Chyba tak - przyznał onieśmielony młodzieżowiec, a Waliszko przytomnie zauważył, że Lindgren był gościem pierwszego w tym roku Magazynu PGE Ekstraligi. - Teraz będzie kolejka chętnych - podsumował Kryjom, a po 15. biegu Ryczel, tak na wszelki wypadek, dodał, że Lindgren był też w kosmosie i korzysta z kosmicznej energii. Dobrze, że Fredrik nie wsiadł do samochodu, który wysłał na orbitę Elon Musk. Wtedy byśmy go nie oglądali na żużlowych torach. A tak, za sprawą Szweda, Włókniarz wygrał w Zielonej Górze 46:44.

Dialogi w trakcie żużlowej niedzieli we Wrocławiu przeniosły nas na chwilę z nSport+ do TVN Style. Michał Łopaciński chwalił się, że zrobił się na Roberta Wardzałę. Ten był jego gościem w studio na stadionie. - Jeśli idzie o zaczes, wzoruję się na tobie - mówił reporter do eksperta, bo też był żel i włosy zaczesane do tyłu, jak u Roberta. - Podobno stanowimy najbardziej aerodynamiczny duet - dodał Łopaciński, a Wardzała od tych komplementów chyba się lekko zarumienił. W dalszej części musiał jeszcze zdradzić, ile ważył, kiedy jeździł na żużlu (75, 76 kilogramów). Innych osobistych pytań nie było.

W tonie narzuconym przez redaktora Łopacińskiego idealnie odnalazł się Vaclav Milik, który ponownie paradował w parku maszyn z okazałą brodą. Przyznał jednak, że kończy z wizerunkiem Rumcajsa. - To mój ostatni mecz z brodą. Idę do „barber shop”. Jak zgolę, to może będę szybszy - wyraził nadzieję, bo też w meczu Betard Sparta Wrocław - Cash Broker Stal Gorzów (54:36) zaczął od trójki, a potem było już tylko gorzej.

Na Olimpijskim mieliśmy nie tylko o męskiej urodzie. W rozmowie Mateusza Kędzierskiego z Krzysztofem Kasprzakiem pojawił się też wątek religijny. Reporter pytał Krzysztofa o nieudany występ w finale Złotego Kasku i brak kwalifikacji do eliminacji Grand Prix. - Czy liczysz na dziką kartę od GKSŻ - zapytał Kędzierski, na co Kasprzak odparł: - Wszystko w rękach Boga (chyba raczej przewodniczącego GKSŻ Piotra Szymańskiego, ale to już taki mały szczegół).

Co jeszcze zapamiętaliśmy z Wrocławia? Ano to, że Tai Woffinden plus Patryk Wojdyło  równa się flamaster. Anglik rysował młodemu koledze, jak ma jeździć po torze. - Rozrysowałem mu linie jazdy. Tłumaczyłem, że mógł wyciągnąć ze swojego biegu więcej, że mógł dojechać na drugim miejscu - przyznał Woffinden w rozmowie z Kędzierskim.

Ważne słowa padły też z ust Alana Szczotki, który przyznał, że na nim, jedynym zdrowym juniorze Stali, ciąży wielka presja. Młody człowiek wyglądał, jakby przenosił na własnych barkach skały i prowadząca z nim rozmowę Joanna Cedrych w pewnym momencie zaczęła go nawet pocieszać dobrym słowem. Dopiero wtedy Szczotka nieco zluzował.

Źródło artykułu: